Szuflada dla straceńców
Umiera w nowym domu, zafundowanym mu przez kopalnię - bez królików, bez
ławki przed domem i bez starych sąsiadów. Na cmentarz odprowadza go górnicza
orkiestra - widzimy muzyków, ale słyszymy nie marsz górniczy, lecz przejmujące
dźwięki prostej muzyki Wojciecha Kilara.
Na żądanie zastępcy członka biura politycznego KC PZPR Jerzego
Łukasiewicza (odpowiadała za sprawy propagandy, prasy i wydawnictw) Kutz wyrzuca
z filmu kilka scen. - Tajemnica zrobienia dobrego filmu pod kontrolą cenzury?
Jak człowiek wie, że zrobił dobry film, to nikt nie jest w stanie go zniszczyć -
tłumaczy reżyser.
Jan F. Lewandowski, krytyk filmowy ze Śląska: - Stary Habryka to
straceniec, romantyczny bohater, jak powstańcy śląscy z "Soli" i "Perły", a
potem górnicy z Wujka.
Ale Anastazja Kuc jest szczęśliwa. Nie podobała jej się ani pierwsza
synowa, znana tenisistka z Wrocławia, ani druga - solistka zespołu Śląsk. Po
ślubie starsza pani wzięła Iwonę na bok: - Jak chcesz tego chopa mieć, to dewej
mu ino jeden pośladek, drugi trzymej zawsze schowany pod kołdrą.
Całą rodziną Kutzowie jeżdżą do Prusowa - niewielkiej osady na
Żywiecczyźnie, gdzie Kazimierz kupił dla matki starą góralską chałupę. Tuż obok
odpoczywa rysownik Andrzej Czeczot. Anastazja wyszywa krzyżykami haftowane
obrazy, obiera ziemniaki dla całej rodziny. Ale jej chore serce źle znosi góry -
musi wrócić do Tychów. Klęka przed domem i modli się. - Za to wszystko, co
miałam, dziękuję Ci, Boże.
Krystyna Klaczkowska, szefowa biura poselskiego Kutza w Katowicach, przez
kilka lat zawoziła reżysera, który nie ma prawa jazdy, do matki do Tychów. Za
każdym razem czekała na Kutza w samochodzie. - Te spotkania były zbyt intymne,
bym mogła w nich uczestniczyć - mówi.
Nim Anastazja Kutz umarła, powiedziała synowi: - Nie martw się, na trumnę
mam odłożone.
Kutz: - Jestem cały z matki. Gdy patrzę w lustro, widzę fizyczne
podobieństwo do niej. Gdy krzątam się po domu, przypominam sobie, że ona robiła
wiele rzeczy podobnie. Kupuję zapasy jedzenia - jak ona - bo boję się nędzy.
- Mówi, co myśli, a to bywa bolesne - przyznaje jeden z jego byłych
kolegów.
- Jest mistrzem w ranieniu - dodaje inny.
- To, że tak chętnie źle się wypowiada o kolegach, sprawia, że mam do
niego dystans - przyznaje Markuszewski. - Jak mógł np. lekceważąco mówić o Barei?
Przecież w szkole byli przyjaciółmi. A Bareja to był najcudowniejszy człowiek na
świecie.
O Aleksandrze Fordzie, reżyserze m.in. "Krzyżaków" i "Ostatniego dnia
tygodnia" według opowiadania Hłaski, pisze: "Urodzony kunktator i napoleonida.
Chyba miał przyjemność czynienia zła. Przez lata spędzone w ZSRR naoglądał się
radzieckich świętych krów i przenosił ich bojarskie obrzędy na nasz teren".
O Czesławie Petelskim, reżyserze "Bazy ludzi umarłych": "Był
komunistycznym chamem. Przyciężkawy, biodrzasty i w radzieckim guście
pryncypialny. Lekko seplenił, co go uczłowieczało. Mało kto go lubił. Chętnie o
nim zapominam".
O Jerzym Passendorferze, reżyserze serialu "Janosik": "Gorliwość partyjna
bełtała w nim zawsze z poczciwością. W porównaniu z takim Petelskim nie był
groźny, ale fałszywy. Przez jakiś czas sekretarzował w partii, ale źle to znosił,
bo był tchórzliwy i lubił się łasić. Kiedy ledwie zipał pod Konstancinem na
emeryturze, znienacka wszedł do Sejmu w miejsce prezydenta Kwaśniewskiego, bo
był drugi na liście w wilanowskim okręgu. Kiedy składał w Izbie przysięgę, po
wygłoszeniu przez marszałka formalnej sentencji, dodał od siebie: > I tak mi
dopomóż Bóg.< A kiedy głosowana była ustawa aborcyjna, był jedynym posłem z SLD,
który głosował przeciw. Starym wypróbowanym sposobem konszachtował się z Panem
Bogiem. Ale on już dawno nauczył się trzymać rączki w dwóch sakiewkach
jednocześnie: jedną u Bozi, drugą u Diabełka".
O Bohdanie Porębie, reżyserze "Hubala": "Poręba ma coś z antymaterii.
Należałoby się zastanowić, czy aby nie powołać instytutu naukowego do jej
zbadania?".
Po zrealizowaniu telewizyjnej wersji dramatu Tadeusza Różewicza "Do
piachu" - historii zdegenerowanego oddziału AK, wymierzonej w mit fałszywych
bohaterów wojennych - związkowcy z telewizyjnej "Solidarności" w Krakowie
zażądali ustąpienia Kutza ze stanowiska prezesa oddziału telewizji. Za brak
patriotyzmu i niszczenie narodowych wartości. W mroźny lutowy dzień 1991 r.
Kazimierz Kutz rezygnuje ze stanowiska. Ryszard Terlecki, prezes Komitetu ds.
Radia i Telewizji, przyjmuje dymisję. W liście opublikowanym w "Gazecie w
Krakowie" (lokalnym dodatku do "Gazety Wyborczej") aktorzy, pisarze i naukowcy
określili doprowadzenie do usunięcia Kutza mianem "krakowskiej hańby domowej".
Pod protestem podpisali się m.in. Jerzy Bińczycki, Anna Dymna, Mikołaj
Grabowski, Stanisław Lem, Jerzy Stuhr, Jerzy Trela.
Kutz zrezygnował ze stanowiska, ale nie z poruszania trudnych tematów. Po
"Do piachu" zrealizował "Kartotekę rozrzuconą" i "Na czworakach" Różewicza.
Wszystkie spektakle łączy skłonność do obnażania ludzkiej małości i
odbrązawiania mitów.
Krystian Lupa, reżyser w Teatrze Starym, wykładowca w krakowskiej PWST,
uwielbia "Do piachu": - Kutz potrafi patrzeć na polska rzeczywistość ostrzej niż
inni, mniej patetycznie, mniej romantycznie. Jeśli jest w tych spektaklach
gorycz, to pełna pobłażającego ciepła.
Pięć lat później, po konflikcie z Januszem Pietkiewiczem, Kutz
zrezygnował z funkcji dyrektora artystycznego Teatru Narodowego w Warszawie.
Pietkiewicz - dyrektor generalny Teatru Wielkiego - zarzucił mu zbytnią
samodzielność w kierowaniu podległą instytucją.
Kutz bronił się: - Narodowy musi być teatrem repertuarowym, związanym
zawsze z jakimś jednym autorytetem, który potrafi grupować wokół siebie
najlepszych ludzi - reżyserów, aktorów. Ja się nie nadaję na człowieka do
wynajęcia, na człowieka, który będzie dyspozycyjny.
Lekceważy tych, którzy oburzają się, że "enfant terrible polskiej
rewolucji, jej hetman" rozmawia z ostatnim ministrem spraw wewnętrznych: - Muchy
w nosie zatykają im dopływ tlenu do mózgowych zwojów.
Krystian Lupa: - Kutz tę dobroduszną ironię, którą uprawia w teatrze,
uprawia również w życiu. Stopuje rozmówców w zagalopowaniach, co sprawia, że
jego obecność jest zawsze atrakcyjna towarzysko, ale to nie znaczy, że przez
wszystkich pożądana.
Polityk ze Śląska (SLD): - To nie zawsze jest dobroduszna ironia. Atakuje
na lewo i prawo, opluwa. Nie bierze pod uwagę żadnych odmiennych opinii. Furiat.
Powiedziałbym, co o nim myślę, pod nazwiskiem, ale jeszcze trzeba się z nim
liczyć.
Kutz: - Jeśli ktoś mnie atakuje, to rzadko mu mówię, że pierdoli.
Częściej po prostu mam to w dupie. Niech się wymądrza, krytykuje - jego prawo. A
ja tylko zastanawiam się: co cię upoważniło do tego, żeby mnie krytykować?
Czegóżeś takiego w życiu dokonał?
Przez niego płakały stare aktorki
Gdy Kutz proponuje rolę Krzysztofowi Globiszowi, ten nawet nie czyta
scenariusza. - Ufam mu całkowicie. Jestem jego narzędziem.
Brat Olgierda Łukaszewicza Jerzy zagrał w "Soli ziemi czarnej" brata
Gabriela. Ginie jako pierwszy podczas powstańczej potyczki. Po latach
Łukaszewicz wspominał: - To był rodzaj psychodramy. Wyobraziłem sobie, że to mój
rodzony brat ginie. To była bardzo prywatna rzecz, którą Kutz wykorzystał i nią
manipulował.
Globisz: - Aktor jest jak dziecko. Jeżeli reżyser chce, by płakało, to
wszystkie metody - nawet okrutne - są dobre do osiągnięcia celu. Bo aktor za dwa
dni zapomina. Nie potrafiłem dobrze powiedzieć monologu o Kierkegaardzie, on był
zmartwiony, ale nie było w nim złości. Była niemoc.
Iwona Świętochowska kilka razy pracowała z mężem. - Aktorzy lubią być
hołubieni, rozpieszczani. Każda rola wymaga psychicznego otwarcia się. Kazik
potrafi sprawić, że się obnażają.
Elżbieta Baniewicz: - Dlaczego aktorzy go kochają? Bo daje im wolność.
Spotkanie z nim to była przygoda mojego życia. Mój 23-letni syn pytał mnie: "Mamo,
dlaczego ty się kłócisz z tatą, a tak kochasz tego Kutza?".
Znana aktorka rzuca słuchawką na dźwięk nazwiska Kutz. Inna tłumaczy
grzecznie: - Nie jesteśmy w najlepszych stosunkach.
Absolwentka krakowskiej szkoły filmowej (gra w teatrze, czasami epizody w
filmach): - Jest miły, ale tylko pozornie. Widziałam, jak przez niego płakały
stare aktorki. Lubi młode dziewczyny, mniej od nich wymaga niż od doświadczonych,
tych ze zmarszczkami.
Maj: "Biedny mój Śląsk i żałosny. Nikt go naprawdę nie zna i mało kto
rozumie. Dlatego tak łatwo na nas napluć i nas sądzić".
W komendzie policji przy ul. Lompy trafia do ciemnej celi. Dopiero ok.
22, gdy zapaliły się światła, Kutz widzi, że u jego stóp siedzi profesor fizyki
August Chełkowski - rektor Uniwersytetu Śląskiego, znany na Śląsku działacz "Solidarności".
W tym czasie w telewizji cała Polska ogląda "Sól ziemi czarnej" (- Jak
się dowiedziałem, myślałem, że mnie szlag trafi).
W ciasnej dwuosobowej celi siedzi na betonowej podłodze dwanaście osób.
Żona Kutza, Iwona, biegnie - jak dziesiątki innych żon internowanych - do kurii
biskupa Herberta Bednorza. W korytarzu wpada na jednego z biskupów pomocniczych,
kolegę Kutza z gimnazjum w Mysłowicach. - No, teraz to, k...., przesadzili -
westchnął znany z bezceremonialności biskup.
Kutz wychodzi na wolność po dziewięciu dniach. Boli go chory kręgosłup.
Do domu zawozi go własnym samochodem nieznajomy - oficer milicji. W kilka
miesięcy po uwolnieniu Kutz rozmawia z Zenonem Kiszczakiem. Kiszczak mówi, że
internowanie reżysera było pomyłką.
c
Kutz: - Tak naprawdę to nie była pomyłka, ale zemsta lokalnych bonzów.
Nienawidzili mnie. Wypuścili, bo interweniowała Warszawa i biskup Bednorz.
Śląski dziennikarz: - Kutza kazał wsadzić Andrzej Żabiński, pierwszy
sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Pochodził z Szopienic, kiedyś był nawet w
drużynie harcerskiej Kutza. Kiszczak się wściekł, gdy się o tym dowiedział.
Feliks Netz, poeta, tłumacz, dziennikarz z Katowic, pisze w grudniu 1981
r. wiersz "Dnia siódmego". Dedykuje go Kazimierzowi Kutzowi. W jednym z wersów
pojawia się wyrażenie "Śmierć jak kromka chleba".
A Kutz postanawia nakręcić film o górnikach, którzy 16 grudnia zginęli od
kul zomowców w kopalni Wujek.
W listopadzie 1993 r. umiera mu brat, chory na białaczkę Henryk Kuc.
Kilka dni przed śmiercią nie pojechał na wymianę krwi do stacji krwiodawstwa w
Katowicach.
Chłopak klęka przed babką, pochyla głowę. Kobieta robi nad nim w
powietrzu znak krzyża. Ciężko wstaje, sięga po karafkę z winem, nalewa. - Wypij.
Chłopak wypija. - Teraz tylko nie grzesz i bądź porządnym człowiekiem.