Neue Seite 2

Szuflada dla straceńców

"Paciorki jednego różańca" - film o agonii Śląska - nakręcił Kutz w 1979 r. w kolonii domków górniczych kopalni Giesche, w katowickiej dzielnicy Giszowiec. Stare domki rozsypywały się jak domki z kart pod naporem buldożerów. Ten nowy Śląsk, Śląsk wieżowców, wymyślił Zdzisław Grudzień, znienawidzony w regionie pierwszy sekretarz wojewódzki PZPR. W jednym z takich skazanych domów mieszka bohater "Paciorków" - Karol Habryka. Gra go Augustyn Hallota, emerytowany górnik z kopalni Katowice - surowy, żylasty, w rogowych okularach, bez zębów. Gdy Habryka słyszy, że ma się wyprowadzić do mieszkania w bloku, krzyczy: - Łod stu lot ojciec w ojca, syn w syna sam sie rodzili. Teroz mom iść na stare lata miyszkać do tyj szuflady w betonie?

Umiera w nowym domu, zafundowanym mu przez kopalnię - bez królików, bez ławki przed domem i bez starych sąsiadów. Na cmentarz odprowadza go górnicza orkiestra - widzimy muzyków, ale słyszymy nie marsz górniczy, lecz przejmujące dźwięki prostej muzyki Wojciecha Kilara.

Na żądanie zastępcy członka biura politycznego KC PZPR Jerzego Łukasiewicza (odpowiadała za sprawy propagandy, prasy i wydawnictw) Kutz wyrzuca z filmu kilka scen. - Tajemnica zrobienia dobrego filmu pod kontrolą cenzury? Jak człowiek wie, że zrobił dobry film, to nikt nie jest w stanie go zniszczyć - tłumaczy reżyser.

Jan F. Lewandowski, krytyk filmowy ze Śląska: - Stary Habryka to straceniec, romantyczny bohater, jak powstańcy śląscy z "Soli" i "Perły", a potem górnicy z Wujka.


Ino jeden pośladek

Pół roku po "Paciorkach" w listopadzie 1980 r. w Teatrze im. Wyspiańskiego w Katowicach Kutz wystawia "Zapach dojrzałej pigwy" Iona Druce. Jedną z głównych ról powierza Iwonie Świętochowskiej - zdolnej, świeżo upieczonej absolwentce szkoły teatralnej. Pół roku później aktorka zostanie jego żoną. Rodzice Iwony uważają, że córka popełnia mezalians, wychodząc za mąż za starszego o 28 lat mężczyznę, którego ojciec był robotnikiem.

Ale Anastazja Kuc jest szczęśliwa. Nie podobała jej się ani pierwsza synowa, znana tenisistka z Wrocławia, ani druga - solistka zespołu Śląsk. Po ślubie starsza pani wzięła Iwonę na bok: - Jak chcesz tego chopa mieć, to dewej mu ino jeden pośladek, drugi trzymej zawsze schowany pod kołdrą.

Całą rodziną Kutzowie jeżdżą do Prusowa - niewielkiej osady na Żywiecczyźnie, gdzie Kazimierz kupił dla matki starą góralską chałupę. Tuż obok odpoczywa rysownik Andrzej Czeczot. Anastazja wyszywa krzyżykami haftowane obrazy, obiera ziemniaki dla całej rodziny. Ale jej chore serce źle znosi góry - musi wrócić do Tychów. Klęka przed domem i modli się. - Za to wszystko, co miałam, dziękuję Ci, Boże.

Krystyna Klaczkowska, szefowa biura poselskiego Kutza w Katowicach, przez kilka lat zawoziła reżysera, który nie ma prawa jazdy, do matki do Tychów. Za każdym razem czekała na Kutza w samochodzie. - Te spotkania były zbyt intymne, bym mogła w nich uczestniczyć - mówi.

Nim Anastazja Kutz umarła, powiedziała synowi: - Nie martw się, na trumnę mam odłożone.

Kutz: - Jestem cały z matki. Gdy patrzę w lustro, widzę fizyczne podobieństwo do niej. Gdy krzątam się po domu, przypominam sobie, że ona robiła wiele rzeczy podobnie. Kupuję zapasy jedzenia - jak ona - bo boję się nędzy.


Krytykuje? Jego prawo

Wiele osób nie chce rozmawiać o Kutzu.

- Mówi, co myśli, a to bywa bolesne - przyznaje jeden z jego byłych kolegów.

- Jest mistrzem w ranieniu - dodaje inny.

- To, że tak chętnie źle się wypowiada o kolegach, sprawia, że mam do niego dystans - przyznaje Markuszewski. - Jak mógł np. lekceważąco mówić o Barei? Przecież w szkole byli przyjaciółmi. A Bareja to był najcudowniejszy człowiek na świecie.


W wydanych dwa lata temu "Klapsach i ścinkach. Abecadle filmowym i nie tylko" Kutz pisze, że Krzysztofa Zanussiego wymyślił Edward Żebrowski, a o Andrzeju Wajdzie - że zbyt często korzysta z obcych pomysłów. Zdradza tajemnice przyjaciół, bezwzględnie rozprawia się z przeciwnikami.

O Aleksandrze Fordzie, reżyserze m.in. "Krzyżaków" i "Ostatniego dnia tygodnia" według opowiadania Hłaski, pisze: "Urodzony kunktator i napoleonida. Chyba miał przyjemność czynienia zła. Przez lata spędzone w ZSRR naoglądał się radzieckich świętych krów i przenosił ich bojarskie obrzędy na nasz teren".

O Czesławie Petelskim, reżyserze "Bazy ludzi umarłych": "Był komunistycznym chamem. Przyciężkawy, biodrzasty i w radzieckim guście pryncypialny. Lekko seplenił, co go uczłowieczało. Mało kto go lubił. Chętnie o nim zapominam".

O Jerzym Passendorferze, reżyserze serialu "Janosik": "Gorliwość partyjna bełtała w nim zawsze z poczciwością. W porównaniu z takim Petelskim nie był groźny, ale fałszywy. Przez jakiś czas sekretarzował w partii, ale źle to znosił, bo był tchórzliwy i lubił się łasić. Kiedy ledwie zipał pod Konstancinem na emeryturze, znienacka wszedł do Sejmu w miejsce prezydenta Kwaśniewskiego, bo był drugi na liście w wilanowskim okręgu. Kiedy składał w Izbie przysięgę, po wygłoszeniu przez marszałka formalnej sentencji, dodał od siebie: > I tak mi dopomóż Bóg.< A kiedy głosowana była ustawa aborcyjna, był jedynym posłem z SLD, który głosował przeciw. Starym wypróbowanym sposobem konszachtował się z Panem Bogiem. Ale on już dawno nauczył się trzymać rączki w dwóch sakiewkach jednocześnie: jedną u Bozi, drugą u Diabełka".

O Bohdanie Porębie, reżyserze "Hubala": "Poręba ma coś z antymaterii. Należałoby się zastanowić, czy aby nie powołać instytutu naukowego do jej zbadania?".

Po zrealizowaniu telewizyjnej wersji dramatu Tadeusza Różewicza "Do piachu" - historii zdegenerowanego oddziału AK, wymierzonej w mit fałszywych bohaterów wojennych - związkowcy z telewizyjnej "Solidarności" w Krakowie zażądali ustąpienia Kutza ze stanowiska prezesa oddziału telewizji. Za brak patriotyzmu i niszczenie narodowych wartości. W mroźny lutowy dzień 1991 r. Kazimierz Kutz rezygnuje ze stanowiska. Ryszard Terlecki, prezes Komitetu ds. Radia i Telewizji, przyjmuje dymisję. W liście opublikowanym w "Gazecie w Krakowie" (lokalnym dodatku do "Gazety Wyborczej") aktorzy, pisarze i naukowcy określili doprowadzenie do usunięcia Kutza mianem "krakowskiej hańby domowej". Pod protestem podpisali się m.in. Jerzy Bińczycki, Anna Dymna, Mikołaj Grabowski, Stanisław Lem, Jerzy Stuhr, Jerzy Trela.

Kutz zrezygnował ze stanowiska, ale nie z poruszania trudnych tematów. Po "Do piachu" zrealizował "Kartotekę rozrzuconą" i "Na czworakach" Różewicza. Wszystkie spektakle łączy skłonność do obnażania ludzkiej małości i odbrązawiania mitów.

Krystian Lupa, reżyser w Teatrze Starym, wykładowca w krakowskiej PWST, uwielbia "Do piachu": - Kutz potrafi patrzeć na polska rzeczywistość ostrzej niż inni, mniej patetycznie, mniej romantycznie. Jeśli jest w tych spektaklach gorycz, to pełna pobłażającego ciepła.

Pięć lat później, po konflikcie z Januszem Pietkiewiczem, Kutz zrezygnował z funkcji dyrektora artystycznego Teatru Narodowego w Warszawie. Pietkiewicz - dyrektor generalny Teatru Wielkiego - zarzucił mu zbytnią samodzielność w kierowaniu podległą instytucją.

Kutz bronił się: - Narodowy musi być teatrem repertuarowym, związanym zawsze z jakimś jednym autorytetem, który potrafi grupować wokół siebie najlepszych ludzi - reżyserów, aktorów. Ja się nie nadaję na człowieka do wynajęcia, na człowieka, który będzie dyspozycyjny.



W lutym 2001 r. w jednym z cotygodniowych felietonów w "Dzienniku Zachodnim" pisze, że jeśli ktoś nie przeczytał rozmowy Adama Michnika z Czesławem Kiszczakiem zamieszczonej w "Gazecie Wyborczej", to jakby przespał tornado: "Bulwersująca szczerość obu panów godna jest podziwu. I odwaga cywilna, która mieli zawsze i ją zachowali (...) Przy powszechnym i narastającym załganiu, poplątaniu wszystkiego ze wszystkimi, i banalnej konfliktomanii, ich postawa musi budzić szacunek (...) spotkało się dwóch starych samurajów z przeciwnych obozów, by przy ognisku porozmawiać o minionej wielkiej wojnie, o zwycięzcach i pokonanych. A ponieważ żyją już w wyzwolonym i wolnym kraju, korzystają z jego atrybutów i mówią to, na co mają ochotę".

Lekceważy tych, którzy oburzają się, że "enfant terrible polskiej rewolucji, jej hetman" rozmawia z ostatnim ministrem spraw wewnętrznych: - Muchy w nosie zatykają im dopływ tlenu do mózgowych zwojów.

Krystian Lupa: - Kutz tę dobroduszną ironię, którą uprawia w teatrze, uprawia również w życiu. Stopuje rozmówców w zagalopowaniach, co sprawia, że jego obecność jest zawsze atrakcyjna towarzysko, ale to nie znaczy, że przez wszystkich pożądana.

Polityk ze Śląska (SLD): - To nie zawsze jest dobroduszna ironia. Atakuje na lewo i prawo, opluwa. Nie bierze pod uwagę żadnych odmiennych opinii. Furiat. Powiedziałbym, co o nim myślę, pod nazwiskiem, ale jeszcze trzeba się z nim liczyć.

Kutz: - Jeśli ktoś mnie atakuje, to rzadko mu mówię, że pierdoli. Częściej po prostu mam to w dupie. Niech się wymądrza, krytykuje - jego prawo. A ja tylko zastanawiam się: co cię upoważniło do tego, żeby mnie krytykować? Czegóżeś takiego w życiu dokonał?

 

Przez niego płakały stare aktorki

Wielu aktorów uważa go za najlepszego reżysera teatrów telewizji, a pracę z nim nazywa przyjemnością. Bawi ich to, jak klnie, jak opowiada anegdoty. Potrafi wzruszać. Łucji Kowolik pokazał, jak ma kochać Olgierda Łukaszewicza, a Annę Dymną przekonał, że najpiękniejsza jest gruba.

Gdy Kutz proponuje rolę Krzysztofowi Globiszowi, ten nawet nie czyta scenariusza. - Ufam mu całkowicie. Jestem jego narzędziem.

Brat Olgierda Łukaszewicza Jerzy zagrał w "Soli ziemi czarnej" brata Gabriela. Ginie jako pierwszy podczas powstańczej potyczki. Po latach Łukaszewicz wspominał: - To był rodzaj psychodramy. Wyobraziłem sobie, że to mój rodzony brat ginie. To była bardzo prywatna rzecz, którą Kutz wykorzystał i nią manipulował.

Globisz: - Aktor jest jak dziecko. Jeżeli reżyser chce, by płakało, to wszystkie metody - nawet okrutne - są dobre do osiągnięcia celu. Bo aktor za dwa dni zapomina. Nie potrafiłem dobrze powiedzieć monologu o Kierkegaardzie, on był zmartwiony, ale nie było w nim złości. Była niemoc.

Iwona Świętochowska kilka razy pracowała z mężem. - Aktorzy lubią być hołubieni, rozpieszczani. Każda rola wymaga psychicznego otwarcia się. Kazik potrafi sprawić, że się obnażają.

Elżbieta Baniewicz: - Dlaczego aktorzy go kochają? Bo daje im wolność. Spotkanie z nim to była przygoda mojego życia. Mój 23-letni syn pytał mnie: "Mamo, dlaczego ty się kłócisz z tatą, a tak kochasz tego Kutza?".

Znana aktorka rzuca słuchawką na dźwięk nazwiska Kutz. Inna tłumaczy grzecznie: - Nie jesteśmy w najlepszych stosunkach.

Absolwentka krakowskiej szkoły filmowej (gra w teatrze, czasami epizody w filmach): - Jest miły, ale tylko pozornie. Widziałam, jak przez niego płakały stare aktorki. Lubi młode dziewczyny, mniej od nich wymaga niż od doświadczonych, tych ze zmarszczkami.


Scena ósma: Brat II

Mieszkanie to samo, co w scenie piątej: półki zawalone książkami, na biurku poukładane zeszyty, otwarta papeteria. Blady mężczyzna leży w łóżku. Ręce bezwładnie położone na kołdrze. Obok niego, na krawędzi krzesła, siedzi kobieta. - Heniu, dlaczego nie pojechałeś? - pyta bezradnie. Mężczyzna się uśmiecha, zamyka powieki. - Bo już wszystko wiem.

Prostowanie bananów

W 1981 r. Kutz jest prezesem niezależnych wobec oficjalnego nurtu nauki i kultury Komitetów Porozumiewawczych Stowarzyszeń Twórczych i Naukowych na Śląsku i Śląskiego Towarzystwa Filmowego w Katowicach. Pisze felietony "Wieści z dołu" do tygodnika "Panorama".

Maj: "Biedny mój Śląsk i żałosny. Nikt go naprawdę nie zna i mało kto rozumie. Dlatego tak łatwo na nas napluć i nas sądzić".


Lipiec: "Szczególna pazerność w gromadzeniu dóbr doczesnych - kosztem naprawdę pracujących - staje się w tej sytuacji oczywistym ekwiwalentem za ponoszenie brzemienia odpowiedzialności".

Wrzesień: "Urzędnicy gubernatorscy, co to mają się za coś lepszego, arystokratyczniejszego, bo nadal zdaje im się, że są - albo byli - pastuchami przy kierdlu biernych baranów. Ale mówienie do nich o Śląsku jest zajęciem równie beznadziejnym jak prostowanie bananów".

Po południu 13 grudnia 1981 r. Kutz wraca z pociągiem z Kongresu Kultury w Warszawie do Katowic. W pociągu zastanawia się, jak zareaguje, gdy w mieszkaniu będą czekali na niego milicjanci. Jest zaskoczony, gdy drzwi otwiera żona.

Dopiero na drugi dzień, w poniedziałek przed ósmą, przychodzi trzech nieznajomych w cywilu. Pozwalają się ogolić, zjeść śniadanie, ubrać. Kutz proponuje lekturę - świeżo przywiezioną z Warszawy bibułę.

W komendzie policji przy ul. Lompy trafia do ciemnej celi. Dopiero ok. 22, gdy zapaliły się światła, Kutz widzi, że u jego stóp siedzi profesor fizyki August Chełkowski - rektor Uniwersytetu Śląskiego, znany na Śląsku działacz "Solidarności".

W tym czasie w telewizji cała Polska ogląda "Sól ziemi czarnej" (- Jak się dowiedziałem, myślałem, że mnie szlag trafi).

W ciasnej dwuosobowej celi siedzi na betonowej podłodze dwanaście osób. Żona Kutza, Iwona, biegnie - jak dziesiątki innych żon internowanych - do kurii biskupa Herberta Bednorza. W korytarzu wpada na jednego z biskupów pomocniczych, kolegę Kutza z gimnazjum w Mysłowicach. - No, teraz to, k...., przesadzili - westchnął znany z bezceremonialności biskup.

Kutz wychodzi na wolność po dziewięciu dniach. Boli go chory kręgosłup. Do domu zawozi go własnym samochodem nieznajomy - oficer milicji. W kilka miesięcy po uwolnieniu Kutz rozmawia z Zenonem Kiszczakiem. Kiszczak mówi, że internowanie reżysera było pomyłką.

ciag dalszy

Kutz: - Tak naprawdę to nie była pomyłka, ale zemsta lokalnych bonzów. Nienawidzili mnie. Wypuścili, bo interweniowała Warszawa i biskup Bednorz.

Śląski dziennikarz: - Kutza kazał wsadzić Andrzej Żabiński, pierwszy sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Pochodził z Szopienic, kiedyś był nawet w drużynie harcerskiej Kutza. Kiszczak się wściekł, gdy się o tym dowiedział.

Feliks Netz, poeta, tłumacz, dziennikarz z Katowic, pisze w grudniu 1981 r. wiersz "Dnia siódmego". Dedykuje go Kazimierzowi Kutzowi. W jednym z wersów pojawia się wyrażenie "Śmierć jak kromka chleba".

A Kutz postanawia nakręcić film o górnikach, którzy 16 grudnia zginęli od kul zomowców w kopalni Wujek.

W listopadzie 1993 r. umiera mu brat, chory na białaczkę Henryk Kuc. Kilka dni przed śmiercią nie pojechał na wymianę krwi do stacji krwiodawstwa w Katowicach.


Scena dziewiąta: starka

Rok 1947. Krótko ostrzyżony chłopak wchodzi do pokoju. Na tapczanie siedzi stara kobieta w długiej spódnicy, nad nią wisi krzyż i święty obraz: Matka Boska z Dzieciątkiem. - Słyszałam o wszystkim. To może być przejściowe, a jak nie, to musiało tak być. Uklęknij.

Chłopak klęka przed babką, pochyla głowę. Kobieta robi nad nim w powietrzu znak krzyża. Ciężko wstaje, sięga po karafkę z winem, nalewa. - Wypij.

Chłopak wypija. - Teraz tylko nie grzesz i bądź porządnym człowiekiem.