IPN kończy śledztwo w sprawie obozu w Świętochłowicach


Prokuratura nie wyklucza wystąpienia z nowym wnioskiem o ekstradycję Salomona Morela, po II wojnie światowej komendanta kilku więzień i obozów pracy. W kierowanym przez Morela obozie pracy w Świętochłowicach w ciągu kilku miesięcy zmarł co trzeci więzień. Żadnemu z tych, którzy przeżyli nie przysługuje nawet symboliczne odszkodowanie.

Śledztwo w sprawie przestępstw popełnionych w podlegającym Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego obozie pracy w Świętochłowicach-Zgodzie prowadzi prokurator Andrzej Majcher z Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach. Od sierpnia zeszłego roku przesłuchał około 20 byłych więźniów Zgody, zostało jeszcze tylko kilku. Rozszerzył też prowadzone poprzednio przez Prokuraturę Okręgową śledztwo - za pokrzywdzonych uznawano wtedy tylko więźniów, którzy byli bici. Majcher ustalił, że wielu więźniów było w obozie przetrzymywanych bezprawnie. - Ludzie trafiali tu za nic - mówi.

Niektórych świadków przesłuchała współpracująca z Polską prokuratura w Dortmundzie. Wszyscy opowiadali o okrucieństwie komendanta obozu Salomona Morela - znęcał się nad nimi i w bezpośredni sposób przyczynił się do śmierci co najmniej kilku więźniów. Majcher przyznaje, że świadkowie zgłaszają się niechętnie. - Wolą o tym zapomnieć i wiedzą, że nie przysługuje im nawet symboliczna rekompensata za to, co się stało - wyjaśnia. Więźniowie, którzy przeżyli obóz mają przeważnie około 80 lat.

W ciągu dziewięciu miesięcy istnienia obozu zmarło w nim co najmniej 1550 z około 5800 więźniów. Morel przez swoich przełożonych został ukarany tylko trzema dniami aresztu i odebraniem 50- złotowej premii za to, że dopuścił do epidemii tyfusu, nie interesował się konserwacją broni i nie prowadził rzetelnie ewidencji depozytów. Ten ostatni zarzut, zdaniem dra Adama Dziuroka z katowickiego IPN i autora wydanej wczoraj książki o obozie w Świętochłowicach świadczy o tym, że więźniów nie tylko bito, ale też okradano.

Obóz w Zgodzie był największą tego typu jednostką na Śląsku. Trafiali tu, często na podstawie donosu Ślązacy, którzy w czasie wojny podpisali volkslistę. Dziurok ustalił jednak, że prócz Ślązaków i rdzennych Niemców w obozie byli też np. Jugosłowianie, Belgowie, Rumuni, a nawet Amerykanka.

Morel był komendantem obozu aż do jego likwidacji w listopadzie 1945 r., potem pracował w kilku więzieniach. Pod koniec lat 40. został komendantem Centralnego Obozu Pracy w Jaworznie. Więzieni tam byli członkowie polskich młodzieżowych organizacji antykomunistycznych oraz Ukraińcy zatrzymani w czasie akcji "Wisła". Swoją karierę Morel zaczął jednak w 1944 r. od pracy w więzieniu w Lublinie, gdzie więziono żołnierzy AK. Obecnie ma 83 lata i jest dla polskiego wymiaru sprawiedliwości nieosiągalny. Mieszka od kilku lat w Izraelu.

O istnieniu obozu w Zgodzie wiedziały władze, wśród nich wojewoda śląski Aleksander Zawadzki (późniejszy przewodniczący Rady Państwa) i wicewojewoda Jerzy Ziętek, ale nie interweniowały. Ziętek latem 1945 r., gdy więźniów dziesiątkował tyfus odwiedził znajdującą się po drugiej stronie ulicy hutę. Nie ma żadnego dokumentu, który by poświadczał, że zainteresował się wtedy obozem. Jedna z gazet opisuje natomiast, że stojąc przed hutą (naprzeciwko obozowej bramy - przyp. JK) zachwycał się "pięknym śląskim krajobrazem".


Gazeta.pl : Katowice 27.02.2002