Niektórych świadków przesłuchała współpracująca z Polską prokuratura w
Dortmundzie. Wszyscy opowiadali o okrucieństwie komendanta obozu Salomona Morela
- znęcał się nad nimi i w bezpośredni sposób przyczynił się do śmierci co
najmniej kilku więźniów. Majcher przyznaje, że świadkowie zgłaszają się
niechętnie. - Wolą o tym zapomnieć i wiedzą, że nie przysługuje im nawet
symboliczna rekompensata za to, co się stało - wyjaśnia. Więźniowie, którzy
przeżyli obóz mają przeważnie około 80 lat.
W ciągu dziewięciu miesięcy istnienia obozu zmarło w nim co najmniej 1550
z około 5800 więźniów. Morel przez swoich przełożonych został ukarany tylko
trzema dniami aresztu i odebraniem 50- złotowej premii za to, że dopuścił do
epidemii tyfusu, nie interesował się konserwacją broni i nie prowadził rzetelnie
ewidencji depozytów. Ten ostatni zarzut, zdaniem dra Adama Dziuroka z
katowickiego IPN i autora wydanej wczoraj książki o obozie w Świętochłowicach
świadczy o tym, że więźniów nie tylko bito, ale też okradano.
Obóz w Zgodzie był największą tego typu jednostką na Śląsku. Trafiali tu,
często na podstawie donosu Ślązacy, którzy w czasie wojny podpisali volkslistę.
Dziurok ustalił jednak, że prócz Ślązaków i rdzennych Niemców w obozie byli też
np. Jugosłowianie, Belgowie, Rumuni, a nawet Amerykanka.
Morel był komendantem obozu aż do jego likwidacji w listopadzie 1945 r.,
potem pracował w kilku więzieniach. Pod koniec lat 40. został komendantem
Centralnego Obozu Pracy w Jaworznie. Więzieni tam byli członkowie polskich
młodzieżowych organizacji antykomunistycznych oraz Ukraińcy zatrzymani w czasie
akcji "Wisła". Swoją karierę Morel zaczął jednak w 1944 r. od pracy w więzieniu
w Lublinie, gdzie więziono żołnierzy AK. Obecnie ma 83 lata i jest dla polskiego
wymiaru sprawiedliwości nieosiągalny. Mieszka od kilku lat w Izraelu.
O istnieniu obozu w Zgodzie wiedziały władze, wśród nich wojewoda śląski
Aleksander Zawadzki (późniejszy przewodniczący Rady Państwa) i wicewojewoda
Jerzy Ziętek, ale nie interweniowały. Ziętek latem 1945 r., gdy więźniów
dziesiątkował tyfus odwiedził znajdującą się po drugiej stronie ulicy hutę. Nie
ma żadnego dokumentu, który by poświadczał, że zainteresował się wtedy obozem.
Jedna z gazet opisuje natomiast, że stojąc przed hutą (naprzeciwko obozowej
bramy - przyp. JK) zachwycał się "pięknym śląskim krajobrazem".
Gazeta.pl : Katowice 27.02.2002