RADIO MARYJA o ziemiach zachodnich, czyli MENTALNOSC KALEGO

albo

STARE KLAMSTWA I BELKOTY W  NOWYM WYDANIU

( podkreslone przeze mnie na czerwono zgodnie z ich tradycja )

Aktualna polityka niemiecka wobec polskich ziem zachodnich.


Rozmowy Niedokończone, 30.01.2000.
Mec. Jerzy Podbielski, red. Ryszard Surmacz.

Jerzy Podbielski: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze Dziewica.

Kwestia ziemska ziem odzyskanych. W 1945 roku trzy wielkie mocarstwa urządzały Europę. Wielka Trójka dokonała wtedy dwóch znamiennych działań. Po pierwsze: Wyznaczyła narodowi niemieckiemu Lebensraum : przestrzeń życiową między Renem a Odrą i Nysą Łużycką, i nazwała ten obszar całymi Niemcami.

Po drugie: Nakazała Polsce, Czechom, Słowacji i Węgrom wysiedlić ludność Niemiecką lub jej pozostałe fragmenty, a wysiedlenie z poniemieckiego terytorium Rzeczypospolitej uznała za wysiedlenie z Polski.

Układ Poczdamski wyłożył cel tej bezkrwawej czystki etnicznej, żeby Niemcy nigdy więcej, powiedziano, nie stały się groźbą dla swoich sąsiadów, albo dla pokoju świata.Sygnatariusze układu docenili fakt, że niemiecka mniejszość narodowa w tych czterech krajach, jest zagrożeniem także w warunkach ich niepodległości, a na pierwszym miejscu  niepodległości Polski. Słusznie.

W XIX wieku, kiedy nie było niepodległej Polski lecz istniała niemiecko - rosyjska granica państwowa, Napoleon wszedł do Moskwy. W 1920 roku niepodległa Polska nie przepuściła Lenina do Berlina. Gdy Hitler i Stalin na gruzach naszej niepodległości przywrócili niemiecko - rosyjską granicę państwową, Hitler stanął pod Moskwą, a Stalin zasiadł w Berlinie. Niepodległość Polski chroni nie tylko Polskę i sąsiadów Niemiec, lecz także same Niemcy. Rosję i Ukrainę chroni pokój w Europie przynajmniej na wschód od Niemiec. Takie jest doświadczenie Poczdamu, który radykalnie zawrócił do punktu wyjścia niemiecki Drang nach Osten.

Kwestia własności ziemi na ziemiach odzyskanych jest więc sprawą bezpieczaństwa narodów.

Obecnie przeżywamy okres pokoju, ale Drang nach Osten właśnie pokoju potrzebuje. Na poniemieckim terytorium Rzeczypospolitej podstawową formą zabezpieczenia narodów oraz niepodległości Polski jest niedopuszczenie do imigracji ludności niemieckiej, do rozmnożenia się niewysiedlonych fragmentów, jak powiedziano w układzie, tej ludności w szczególności zaś niedopuszczenie do ich ekspansji ziemskiej. Polska i niemiecka własność ziemi to problem kluczowy, a pytanie wtórne brzmi: Polska - własnośc państwowa czy prywatna? W przypadku zawojowania jednego państwa przez drugie, własność państwa zawojowanego przechodzi na własność państwa zdobywcy.

Dlatego król pruski Fryderyk II na zawojowanym terytorium I Rzeczypospolitej, przejął na własność państwową Prus tzw. królewszczyzny. Ale on umiał dbać o swoje państwo, dlatego oddał tę zdobycz pruskiej szlachcie na prywatną własność. Tak ją zabezpieczał przed ewentualną rewindykacją ze strony Rzeczypospolitej , gdyby musiał to terytorium zwrócić.

Rzeczypospolita została państwowym właścicielem nieruchomości po nieboszczce III Rzeszy w wyniku zawojowania ziem odzyskanych i powstania później Republiki już tylko między Odrą, i Renem. Zabezpieczenie tej własności przed windykacją ze strony Bundesrepubliki zależy od zachowania niepodległości Rzeczypospolitej. Perspektywa wchłonięcia Polski przez Unię Europejską stawia znaki zapytania nad tą niepodległością i nad tą własnością. Zachowanie tej własności zależy również od stanu własności państwa, np. Rzeczypospolita może być zmuszona do spłacania tym majątkiem zagranicznych długów. Skoro już mowa o długach państwa to musimy dokonać podziału własności państwowej na publiczną i komunistyczną. To ważny podział. Własność publiczną stanowią nieruchomości potrzebne państwu do wykonywania jego statutowych zadań, a więc grunty i obiekty użyteczności publicznej. Nieruchomości nie służące takim celom stanowią własność państwową komunistyczną. Służą one jako kapitał w działalności gospodarczej władz państwowych i są z tego powodu narażone na gospodarcze ryzyko utraty, co jest niebezpieczne w stosunkach międzynarodowych. Np. Wczesną jesienią ubiegłego roku chodziły pogłoski o spłacie przez państwo jego zagranicznych długów prawem wyrębu polskich lasów. Spłata cudzoziemcom hektarami żywego lasu też nie jest fantazją. Takie transakcje prywatne mogą być przez państwo zakazane i nie ważne.

Ale sobie państwo takich transakcji nie zabroni i własnych długów nie zdoła unieważnić. Dla ziem odzyskanych jest to rozległe zagrożenie, bo tam niespełna 70% obszaru stanowi komunistyczna właność państwa. Na mojej ziemi lubuskiej, w dawnym województwie zielonogórskim, same lasy stanowią 48% powierzchni. Nie komunistom wiadomo, że komunizm jest hamulcem gospodarki. Na ziemiach odzyskanych władza stosuje szeroko feudalizm, dając ludności komunistyczną ziemię, w oczynszowane posiadanie zależne, a więc w dzierżawy i wieczyste użytkowanie.Obciążony rentą gruntowną lubuski kupiec, rolnik, jest upośledzony gospodarczo w stosunku do Niemiec i do Polski centralnej. Z obrazu artykułu 32 Konstytucji, zabraniającego dyskryminacji kogokolwiek w życiu gospodarczym.

W Drang nach Osten działa na przmian następującymi środkami: W czasie pokoju  środkami prawa cywilnego. Podczas wojny : środkami zbrojnymi, a po podboju : środkami przemocy administracyjnej. Obecnie Drang dysponuje następującymi pokojowymi środkami. Pierwszy: nabycie cywilne: kupno, zasiedzenie, nabycie za długi.

I drugi: windykacja, czyli bezpłatne odzyskanie majątku pod tytułem zwrotu posiadania. Układ Poczdamski nie zajmował się prywatną własnością nieruchomości, ponieważ własność prywatna jest dla państwa święta, państwo nie ma prawa nią dysponować. Trzeba bowiem przyjąć do powszechnej wiadomości, że własność prywatna jest jedną z wolności człowieka, czyli prawem przyrodzonym płynącym z głębi człowieczeństwa państwu, podanym do wiadomości i zadanym do poszanowania i ochrony. Sam prawodawca synajski na tym fakcie oparł siódme przykazanie: Nie kradnij. Z tym faktem zgodziła się Rzeczypospolita w artykułach: 30 i 64 Konstytucji. Ten fakt jest podwaliną systemów prawnych państw cywilizacji łacińskiej. Polska, znów wolna w tej łacińskiej rodzinie nie może o tym nie wiedzieć. Z tego faktu płynie doniosły wniosek: człowiek nie może ani zostać właścicielem, ani przestać nim być inaczej, niż aktem własnej woli. To jest istotne w naszej sprawie. Wysiedlenie ludności niemieckiej nie odebrało im własności. Powtarzam jeszcze raz, żeby nie było nieporozumień: Wysiedlenie ludności niemieckiej nie odebrało im własności. A jednak nie mogą jej zachować, bo to by oznaczało ich obecność tam, skąd ich Poczdam kazał usunąć. Tam bowiem naród i jego państwo, gdzie jego własna ziemia. Zaistniał więc konflikt miedzy prawem człowieka do życia, które się zawiera w prawie narodów do pokoju, i prawem człowieka do rzeczy, które się nazywa własnością prywatną. Ten konflikt musi znaleźć rozwiązanie, oczywiście z pierwszeństwem dla prawa do życia. Rozwiązanie podpowiedziała III Rzesza.

Człowiek może stracić wbrew swej woli własność w czterech następujących przypadkach. Pierwsze: wywłaszczenie na cele publiczne. Drugie: brak władztwa nad ziemią przez sto lat. Trzecie: zasiedzenie i czwarte, to nas interesuje, nabycie na własność od nieprawego posiadacza. Hitler wyzuwał Polaków z ziemi w zawojowanej Wielkopolsce, na Pomorzu, Śląsku, na Zamojszczyźnie i niezwłocznie tworzył niemiecką, prywatną własność ziemi. Realizował punkt czwarty: nabycie od nieprawego posiadacza. W ten sposób także zamykał sprawę przed ewentualnym traktatem pokojowym i tak zabezpieczał wadartą Polsce zdobycz. Hitler tego nie wymyślił. Już w biblijnych Izrael rozpoczynał swą osiadłą egzystencję w zdobytym Kanaanie, od stworzenia żydowskiej prywatnej własności ziemi. Każde żydowskie pokolnie otrzymało przydział, z wyjątkiem jednak Lewitów, którzy byli powołani do służby publicznej. Pamiętając z Egiptu skutki jedności władzy z własnością ziemi, Żydzi przyjęli zasadę: albo władza, albo ziemia.

Również historia Polski uczy, że kiedy władza zostaje właścicielem ziemi, naród się staje inwentarzem władzy. I na tym polega komunizm.

Tą samą drogą poszedł w 1944 roku Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego, wydając dekret o przeprowadzeniu reformy roli. Dekret ten, proszę uważnie posłuchać, dekret ten był aktem bezprawia wobec obrabowanych z ziemi obywateli Rzeczypospolitej, natomiast jest aktem wykonawczym Układu Poczdamskiego wobec ludności niemieckiej. Owszem, trudno określić związek prawny dekretu i Układu, bo dekret jest o jedenaście miesięcy wcześniejszy, ale ten związek istnieje, bo Układ Poczdamski i dekret wzajemnie nadają sobie sens. I odwrotnie. Sprzeniewierzenie się dekretowi godzi w Układ Poczdamski.

Oto zasadnicze postanowienia dekretu. Pierwsze: ustrój rolny polega na zdolnych do wydatnej produkcji gospodarstwach prywatnych. Drugie: nieruchomości ziemskie będące własnością obywateli niemieckich przechodzą bez żadnego wynagrodzenia na własność Skarbu Państwa, ale z przeznaczeniem na polską włanośc prywatną, na upełnorolnienie gospodarstw, na tworzenie nowych dla szkół rolniczych, pod rozbudowę miast i w końcu dopiero na potrzeby publiczne w komunikacjach wojska. Postanowienie trzecie: państwowy fundusz ziemi jest przejściową instytucją powierniczą.

I czwarte, niezwykle ważne, gminne komisje tworzą listy uprawnionych do kupna po cenie symbolicznej i rozłożonej nawet na dwadzieścia lat.

Jak widzimy dekret nie ma charakteru komunizacyjnego, lecz tworzy na ziemiach odzyskanych polską, prywatną własność ziemi, jednakże drogą dwóch działań: przez wywłaszczenie ludności niemieckiej i uwłaszczenie polskiej.

Ten ciąg nie może być przerwany, ponieważ przerwanie własności niemieckiej następuje przez powstanie prywatnej polskiej własności. Bez tej kropki nad " i " dekret odebrał tylko posiadanie. Trzeba stwierdzić z pełnym uznaniem, że Władysław Gomółka, komunista i rozbójnik polityczny, spieszył się z rozdawaniem aktów nadania, żeby uwłaszczyć Polaków i zamknąć sprawę przed przewidywanym wówczas traktatem pokojowym, ale Gomółkę zamknął Bierut i rozpoczęła się komunizacja ziem odzyskanych, szybsza niż w Polsce Centralnej, bo łatwiejsza. A sprawa została otwarta do dziś, choć od Okrągłego Stołu minęło już dziesięć bezpowrotnych lat. Własność komunistyczna, jak już mówiłem, jest nieodporna na roszczenia zagraniczne. Weźmy na przykład tzw. ustawę żydowską z 1997 roku. Państwo polskie pod presją międzynarodowego żydostwa, uwłaszczyło przedwojenne gminy żydowskie kosztem polskich gmin komunalnych i Skarbu Państwa. Nie chodzi o samą decyzję Sejmu, lecz o wymuszenie na niepodległym państwie polskim. Natomiast ustawa nie tknęła własności prywatnej nawet jeżeli tam przed wojną stała synagoga. Spektakularnym przykładem zagranicznego wymuszenia jest sprawa krzyży na żwirowisku. Gdyby ta nieruchomość była prywatna, nie doznalibyśmy takiego upokorzenia we własnym kraju. O możliwościach niemieckich wymuszeń pisze Klaus Bachmann, w Rzeczypospolitej z 23 lipca 1998 roku. Cytuję fragmenty:

Czy Niemcy mogą domagać się zwrotu majątków wypędzonych? Rząd niemiecki zrzec się tych roszczeń nie może, bo naraził by się na wysokie roszczenia ze strony wypędzonych. Załóżmy jednak na moment, pisze Bachmann, że jakiś rząd zgodzi sią na rokowania o majątki wypędzone. Zwrócić ich jednak nie może, bo już należą do polskich właścicieli. Sęk w tym, że niemal całe ziemie odzyskane nie należą do polskich właścicieli. To jest własność komunistyczna, państwowa. Obecny Drang nie przerasta persepcji polskich władz. Tymczasem postępują one co najmniej intrygujaco. Na przykład: protestanskie gminy wyznaniowe otrzymują poniemieckie obiekty pod tytułem trwania niemieckiej własności. Na przekór celom Poczdamu telewizja doniosła, że tak teraz postępuje samorząd Piły. Ministerstwo Rolnictwa pozwala Niemcowi kupić posiadłość nie ze względu na interes polskiego rolnictwa, lecz ponieważ Niemiec miał tam dziadka. Prezydent Zielonej Góry sprzedał francuskiej firmie osiem hektarów gruntu pod trzeci jej market w tym mieście, a odmówił, odmówił zielonogórskim kupcom, którzy chcieli tam zbudować market polski. Zabezpieczenie idei Poczdamu wymaga, żeby naród polski wrósł w ziemie odzyskane korzeniami prywatnych własności. Widzę w tym potrzebę i zadanie całego narodu, tymbardziej, że na samych ziemiach odzyskanych dominacja komunizmu wywołała dominację proletariackiej struktury społecznej i mentalności, a proletariat nie pragnie własności lecz pracodawcy.

Wykonanie tego zadania nie wymaga nowych ustaw, bo dekret PKWN nigdy nie uchylony, powoływany przez rząd i Solidarność w porozumieniu rzeszowskim wciąż obowiązuje i wymaga spełnienia. Ten dekret wpisał się w artykuł 23 obecnej Konstytucji, który czyni prywatne gospodarstwo rodzinne podstawą ustroju rolnego państwa. Oraz w artykuł 20 Konstytucji, który gospodarkę rynkową opartą na własności prywatnej czyni podstawą ustroju gospodarczego Rzeczypospolitej.Konstytucja zabrania państwu własności ziemi ponad potrzeby użyteczności publicznej. Wykonanie więc dekretu, szybkie stworzenie polskiej prywatnej własności ziemi, jest konstytucyjnym obowiązkiem władz.

Szanowni państwo ! W tym dekrecie jest nakaz rozsprzedaży, a w tym nakazie zawiera się naprawdę rozum patriotyczny, zakaz rozsprzedaży po cenie dla biedaków. Nie na przetarg. O ile bowiem Polska Centralna jest dla Niemiec terenem pozyskiwania własności ziemi, nad Odrą i Nysą oni ją pragną odzyskać. To jest szalona różnica. A właśnie kupno jest najsilniejszym tytułem własności i właśnie tak musimy uzbroić Polaków na poniemieckim terytorium polskim.

Wykonania dekretu żąda także jego międzynarodowy charakter, wszak odebraliśmy ziemię cudzoziemcom. Może się więc stać i tak, że Skarb Państwa, ten uwłaszczony niby dekretem, stanie pozwany przed jakimś międzynarodowym sądem i wtedy zapadnie wyrok. Zechciejcie państwo posłuchać. Wyrok taki: wprawdzie Skarb Państwa otrzymał tę ziemię, ale z przeznaczeniem dla właścicieli prywatnych. Skoro nie uwłaszczył polskich obywateli, nie zwróci właścicielom pierwotnym, niemieckim. To jest możliwe bez wzlędu na Unię. Chciałbym moje wystąpienie zwieńczyć refleksją już nie prawniczą, lecz obywatelską: ziemie odzyskane dopiero wtedy będą polskie, ku bezpieczeństwu Poczdamu i naszych sąsiadów, gdy w nie Polacy wrosną korzeniami prywatnej własności. Im więcej tam polskich właścicieli, tym mocniejsza zapora. Który polityk to zaniedbuje, który Polak sabotuje, jest naszą współczesną targowicą. Takich trzeba pokazywać palcami w stolicy, w powiecie i we wsi.

Wypowiedź ojca Roberta Jasiaka:

To, co mie zaskoczyło w tym pana wystąpieniu, to mianowicie rzeczywiście takie przekonanie, że Niemcy dokonują agresji gospodarczej na polskie ziemie zachodnie, że te ziemie są jednak pod pewnym niebezpieczeństwem.

My tak czasami żyjemy w takim przeświadczeniu, że to są stałe granice uznane, a tu okazuje się, że ciągle te niemieckie resontymenty są, i Niemcy często mówią o tych ziemiach, swoich dawnych, niemieckich, a my czasami pytamy: a co z naszymi polskimi ziemiami zagarniętymi przez Związek Radziecki? I zawsze słyszymy: no, już historia tak się ułożyła, że my tych ziem już nigdy nie dostaniemy , te ziemie stały się częściami suwerennych państw, Polska nie chce występować przeciwko dawnym Republikom Radzieckim, no i jakoś się z tym Polacy godzą, a to tak słyszymy właśnie takie rzeczy, że ten żywioł niemiecki jest jednak bardzo nastawiony na tą ekspansję na dawne ziemie wschodnie.

Bardzo proszę panie mecenasie.

Mec. Jerzy Podbielski:

Niemiecki Drang nach Osten jest zjawiskiem odwiecznym i to nie znaczy, że Niemcy są jakimś narodem bandyckim, tylko to jest po prostu zjawisko. Dziejowe zjawisko, i takich zjawisk na kuli ziemskiej jest bardzo dużo. On się zaczął tysiąc lat temu i wcale nie znaczy, że się musi teraz skończyć. Dlatego ja zwracam uwagę na to, że nasze posiadanie ziemi jest wciąż zagrożone. Pan profesor Wysocki z Wrocławia zwrócił uwagę na kapitalną rzecz. Na dwie granice polsko - niemieckie. Pierwsza to jest granica polityczna, a druga to jest granica własności ziemi. Jedna z drugą się nie pokrywa. Granica własności ziemi jest dalej wysunięta na wschód, niż nam się wydaje, ale jak daleko my nie wiemy, bo państwo nie dysponuje materiałami.

Ojciec Robert Jasiak:

Panie mecenasie bardzo dziękuję i jako drugi zabierze głos pan redaktor Ryszard Surmacz. Bardzo proszę.

Szczęść Boże!!!

Historia ziem zachodnich i północnych nie zaczęła się od konferencji jałtańskiej w 1935 roku, lecz porozumieniem libentrof - mołotow w 1939 roku. Tak samo wypędzenia. W czasie II wojny i wysiedlenie po jej zakończeniu nie miały początku w 1945 roku, lecz w 1939, a swój drastyczny wyraz znalazły w holokauście. Traktat konkoliniecki z 1990 roku podważany był przez niemcy od samego początku i to na wiele sposobów. Poprzez utrzymywanie paragrafu 116 konstytucji niemieckiej. Mówił on, że każdy kto mieszkał na terenie rzeszy w granicach z 31 grudnia 1937 roku, jego wstępni mają prawo do obywatelstwa niemieckiego, a także poprzez powoływanie, niestety za zgodą państwa polskiego, tzw. Euroregionów, rozmiękczających granicę. Poprzez adaptację podwójnego obywatelstwa, chociaż obydwa państwa go nie akceptowały, i nie akceptują nadal. Po upadku muru berlińskiego niemcy otrzymały od stanów zjednoczonych zgodę na przewodnictwo w europie, a więc przez to i odpowiedzialność za pokój i spokój w tej części świata. W listopadzie 2000 roku mija dziesięć lat od podpisania traktatu polsko - niemieckiego. Zgodnie z umową ma zostać poddany weryfikacji. Jest więc okazja, a zwłaszcza po upadku kohla, by dopuścić zdrowe siły, istniejące w niemczech, i wspólnie ze stroną polską mogły dokonać takich poprawek, które uwzględniły by rzeczywiste, przyszłe partnerstwo, i umożliwiły normalne stosunki miedzy obydwoma narodami. Wiąże się to z przeorientowaniem całej niemieckiej polityki zagranicznej i gospodarczej, ale to nie polacy rozwinęli ją w tym kierunku. Zacząć należało by przede wszystkim od zmiany tytułu samego traktatu, czyli od ostatecznego uznania polskiej granicy zachodniej. Już najwyższy czas, ażeby mieszkańcom ziem zachodnich i północnych pozwolić spokojnie zapuścić korzenie. Nie mieli oni tej możliwości w prl-u, i nie mają obecnie. Zanim jednak nastąpi oczekiwane przez nas przełamanie w polityce niemieckiej, my polacy u siebie na ziemiach zachodnich i północnych musimy zauważyć obecność dwóch wielkich etosów: wielkopolskiego i kresowego. Na pozór są nieporównywalne, ale obydwa są efektem określonej syntezy. Obydwa zostały też uformowane na bazie walki, ale jakże innej. Wielkopolski na bazie oddolnej ruchu spółdzielczego, walki o własność; kresowy między innymi na dworkach szlacheckich z dozą większej przestrzeni wolności, a przez to jakby dalej sięgającym horyzontem. Wielkopolski etos lepiej czuje niemiecką przestrzeń. Jest oparty na pracy organicznej. Posiadał większą niezależność ducha i romantyzm. Oczywiście nie chodzi o szczegóły, czy doświadczenia sąsiedzkie, lecz o spojrzenie jednoczesne na tę szansę z lotu ptaka i perspektywy żabiej. Chodzi o stworzenie tym obu kulturom, tak polskim, możliwości otwartego kontaktu, rozwoju, a przede wszystkim szansy na twórczą syntezę. Obydwa są w jednakowym stopniu tam potrzebne. Są potrzebne jak powietrze. Dawniej granic broniły grody, dziś powinny uniwersytety. A przede wszystkim świadomość. Na gruncie, na którym mają działać nie może istnieć niepewność kulturowa, nie mogą panoszyć się fałszywe wartości, czy upadek moralny, bo to zaniża poziom nauki i samego kształcenia, a także zdolność percepcji. Utrzymanie się dłużej takiego stanu powoduje rozdygotanie kulturowe, którego jakże znaczącym wyrazem są propozycje herbowe poszczególnych zachodnich województw. Województwo dolnośląskie już zafundowało sobie czarnego orła. W województwie Zachodnio - Pomorskim wszystko wskazuje na to, że wybrany zostanie czerwony gryf, a w lubuskim, propozycja wojewody : czarny orzeł, walczy z kilkoma innymi. Między innymi z oddajacym dość dobrze istotę tamtej ziemi projektem doktora Strzyżewskiego. Czarne orły nie różnią się od niemieckich, a barwa jaka im towarzyszy jest często elementem flagi narodowej Niemiec. Dla zamazania granicy nie wystarczą już euroregiony, potrzebna jest jeszcze nieodróżająca się symbolika. Nie docierają żadne argumenty. Nie ważne, że takim samym czarnym orłem legitymuje się powiat niemiecki przylegający do Zgorzelca. Nie ważne, że takiego samego czerwongo gryfa posiada Myklenburgia, i że pod koniec IX wieku Prusy ustanowiły go herbem Pomorza Zachodniego. Nie ważne, że na ziemiach zachodnich dziś mieszka zupełnie inna ludność, z innym kodem kulturowym. Nie ważne, że czarnego orła na Śląsk przyniósł Bolesław Wysoki, którego Niemcy w historiografII nie uznają za Polaka Piasta, lecz za Niemca, bo wychowany został na dworze niemieckim i przyniósł na Śląsk zacofanym Polakom kulturę niemiecką, przez to i prawo do jej panowania w tej dzielnicy. Nie ważna jest polska racja stanu, ważna jest Unia Europejska. Jakoś nikt się nie zastanawia, że po wejściu Polski i struktury, symbolika i same województwa zachodnie będą oglądane od strony niemieckiej, nie polskiej. Już dziś zachodnia opinia społeczna przekonana jest, że ziemie te należą do Niemiec, i nie będzie protestować w razie ich przejęcia w różnej formie. To wszystko dzieje się na terenach, gdzie czarny orzeł przegrał, i przez nikogo nie jest idetyfikowany z Polską lub polskością. W momencie, gdy trwa wykup ziemi, głównie przez Niemców. Projektanci herbów i radni wojewódzcy oglądają świat w zatężonej perspektywie i zupełnie nie czują, jak wpisują się w obcy krajobraz. Na pytanie dlaczego odwołują się do czarnego orła Bolesłwa Wysokiego, a nie do białego orła piastowskiego, na grobowcu księcia wrocławskiego Henryka Promusa IV, nie ma odpowiedzi. Czarny orzeł i czerwony gryf na ziemiach zachodnich są przestrogą między innymi dlatego, że nie możemy udowodnić, iż nie są one herbami niemieckimi. Losy Piastów i Warcisławów na Pomorzu powinny być wystarczającym memento. Odwołanie się do heraldiki jest niezwykle ważnym szczegółem, ale istotą jest tożsamość. Jeżeli na przykład w świetlicy wystawiono pomnik trzem kulturom: polskiej, czeskiej i niemieckiej, to należy rozumieć, że jest ona wyrazem szacunku dla przeszłości, której nie ma, bo doprawdy trudno pojąć w jaki sposób ludność posiadająca zupełnie inny kod kulturowy, mogłaby być dolnoślązakami na zamówienie. Czy tak dogłębne pojęcie na temat kultury czeskiej czy niemieckiej ma statystyczne mieszkanie z tamtych ziem. Brak rzetelnych informacji medialnych powoduje, że społeczeństwo polskie jest źle informowane. Partyjniactwo, prywata, zacietrzewienie zamykają perspektywę, a relatywizm graniczący z absurdem i płytkie zakorzenienie ludności ziem zachodnich powodują, że zdrowy rozsądek zaczyna być deficytem. Górę natomiast bierze niechęć i niewiara w możliwość jakiejkolwiek zmiany. Tak samo młode pokolenie nasycane jest kulturą telewizyjną i wkroczyło w świat, w którym wszelkie kategorie zostały podważone. Zachwiana została instytucja rodziny, a obecnie robi się to samo ze szkołą. Wyzwania tego świata to dylemat między tradycją, a wolnością. Historia sankcjonuje tożsamość, a telewizja czyni ją zbyteczną. Nowe podręczniki do historii wspierają tworzenie kultury globalnej i polski akces do Unii Europejskiej. Z jednej strony historia w jakiś sposób chce zachować tożsamość, a z drugiej telewizja zwalcza go w sposób wręcz żywiołowy. Na takim podłożu kształtuje się nowa rzeczywistość III Rzeczypospolitej oraz osąd społeczny, ale trzeba powiedzieć wyraźnie, że kultura telewizyjna nie ma żadnej przyszłości, i przygotowuje młodzież do świata, którego nie będzie. Natomiast marginalizowanie historII w szkołach jest samobójstwem intelektualnym, a także moralnym. Polskie społeczeństwo, zarówno młodzi jak i dorośli, wołają o prawdę i krzyk, a ten ma charakter egzystencjonalny, i co słyszy w odpowiedzi? Słyszy, przepraszam, że jest głupie. Na początku stycznia polska agencja prasowa doniosła, że władze województwa opolskiego zadecydowały, że 26 - letni Arkadiusz Tkocz, będzie reprezentował Śląsk Opolski w Brukseli. Ma informować władze województwa o możliwościach korzystania z różnego rodzaju pomocy opieki i działań lobbystycznych, na rzecz województwa, dla podkreślenia lobbystycznych Niemczech z siedzibą w Brukseli. Siedzibą Arkadiusza Tkocza będzie biuro europejskiego przedstawicielstwa Nadrenii, Palacynatu w Brukseli. Nadrenia Palatynat jest Hajmatlandem Helmuta Kohla, a więc taka forma rozwiązania to po prostu prezent dla byłego kanclerza. Nie sposób jednak przemilczeć faktu, że to państwo polskie na naszych oczach zaczyna się rozpadać. Jeszcze tylko brakuje, ażeby nasi politycy zaakceptowali propozycję niemiecką sugerującą, że my Niemcy mamy takie samo prawo do swoich ziem wschodnich, jak wy Polacy do kresów. Skutki nie trudno przewidzieć. Zgłoszenie jakichkolwiek pretensji do dawnych terenów II Rzeczypospolitej, wbrew uznaniu istniejących tam państw, oznacza katastrofę na miarę rozbiorów. Oznaczało by to wojnę z wszystkimi państwami naraz, a jakikolwiek konflikt oznacza porozumienie tych państw z Niemcami, przy czym należy wyrażnie zaznaczyć, że docelowym partnerem dla Niemiec nie jest Ukraina, Litwa czy Rosja. W pierwszym rzucie Polska może zostać okrojona z ziem zachodnich i północnych na rzecz Niemiec, a na wschodzie kraju nie można wykluczyć, że o te ziemie , do których pretensje zgłasza Litwa, Białoruś i Ukraina. W drugim wszystkie wymienione państwa zostaną złożone na ofiarnym stosie kolejnego sojuszu niemiecko � rosyjskiego. Od tego co się dzieje i będzie działo w Polsce zależeć będzie los całej Europy Środkowo - Wschodniej, całej Europy, a być może i świata... Tu narody zniewalane przez wieki, przez cztery państwa totalitarne: Rosję, Niemcy, Austrię i Turcję, chcą po latach niewoli i hektolitrów wylanych na nich pomyj, ujrzeć swoją prawdziwą twarz, chcą pooddychać własną kulturą, dla higieny i osiągnięcia wewnętrznego spokoju po to, by móc ujrzeć siebie i swojego sąsiada jako partnera, a nie wroga. Polska jest kluczowym krajem Europy Środkowo - Wschodniej. Jej opanowanie oznacza podporządkowanie sobie wszystkich państw i narodów tu zamieszkujących. Lecz Polska mimo przesunięcia granicy państwowej nadal znajduje się pomiędzy Niemcami, a Rosją. Rodzi się więc pytanie: co robić? Jest ono od wieków retoryczne, ponieważ w tym gropolitycznym położeniu, pomimo dwustu ostatnich lat doświadczeń, wciąż nie znamy na nie odpowiedzi. Skoro mimo takiego wysiłku intelektualnego, takiego ładunku propozycji rozwiązań, od mesjanizmu do kompletnie pogańskiej zadrugi, jaką zapisała nasza kultura, nie znaleźliśmy drogi ratunku. To mamy do czynienia z barbarzyńską, niszczącą wszystko siłą. Czy możemy się nie przeciwstawić? Musimy. Kolejne pytanie: jak? Czy tak jak w JugosławII czy w inny sposób? Najważniejsza jest jednak interpretacja własnego położenia, a więc zinterpretujmy położenie własngo państwa. Ma ono położenie piastowskie, piastowskie, co oznacza odnowienie odwiecznego konfliktu z Niemcami. Dotąd było ono niedostrzegalne, ponieważ obraz przesłaniała nam �opieka� Związku Radzieckiego. Po jego upadku rzeczywistość odsłoniła się w pełnym wymiarze, a wraz z nimi bierność i mierność komunistycznych elit władzy. Nie przygotowały żadnej koncepcji na wypadek zmiany sytuacji politycznej, chociaż co światlejsi politycy, choćby profesor Balcerek musieli zdawać sobie sprawę, że tamtejszy układ polityczny nie może trwać wiecznie. Zachowywali się jednak tak, jakby ich socjalistyczne państwo miało trwać następne tysiąc lat. Funkcjonowanie państwa w ramach RWPG dawało nam prawo kontynuacji Polski Jagiellońskiej. Nie istniało więc myślenie kategoriami Polski Piastowskiej.  Tak więc siedząc przez pięćdziesiąt lat w granicach piastowskich nie zauważyliśmy swojego prawdziwego położenia i nie przestawiliśmy na właściwy tor swojej mentalności. Dziś pod naciskami Unii Europejskiej, a zwłaszcza Niemiec stajemy się pionkami w grze między innymi światowego podziału pracy, a w tym świecie bez koncepcji toczy się polityczną wojnę na koncepcje. Nieobecność polskiej propozycji oznacza nieistnienie Polski. Oznacza ustąpienie pola dogorywającemu kapitalizmowi, który swą siłę zaczął czerpać z najniższych instynktów, stojąc po stronie zła, którą musi przegrać. I nie jest to naiwność.

Jakże ważną książką w tym względzie jest "Europa w natarciu" Atkinson w tłumaczeniu dr Jerzego Wieluńskiego. Jakże ważne jest odwołanie się do własnej kultury i własnych doświadczeń. W nowym położeniu trzeba określić nowe interesy, zagrożenia i sojusze; opracować koncepcję państwa, nową doktrynę obronną, nowy, dostosowany do własnych potrzeb system nauczania, system gospodarczy, rolny.

Naród polski po piędziesięcioleciu zaciemnienia komunistycznego musi ponownie nauczyć się politycznego myślenia, szcuknu do własnej kultury, narodu, państwa, poczucia własności prywatnej i ogólnie polskiej racji stanu.

Oligarchie biedaków musimy zamienić nie na Solidarność Związków Zawodowych czy grup interesów, jak to obecnie się dzieje, lecz na Solidarność Narodu Polskiego i Solidarność z innymi narodami. Zgodnie z tym, co pisali Roman Dmowski i Edmund Osmańczyk: "Los Polski zadecyduje się na ziemiach zachodnich i północnych".

A tymczasem ziemie zachodnie to Polska C, za którymi "puchnie europejski balon" odradzających się Prus ze stolicą w Berlinie. Ziemia jest tania zrówno po prawej jak i po lewej stronie Odry. Ale propozycje szans są tak różne, że aż nieporównywalne. Jak Niemcy produkują wciąż nowe koncepcje zagospodarowania pogranicza Odry, tak Polacy wciąż uzupełniają listę apelu poległych zakladów pracy. Prezydenci, wójtowie i sołtysi, z braku perspektywy i kontaktów z przyjacielem lub wrogiem, zatracają poczucie rzeczywstości sami proponując to, co wcześniej proponowały poszczególne plany od koszyka poczynając, poprzez Scholdt`ego, plan McFiladora, do Fillersa. Na ziemiach zachodnich i północnych nie ma polskiej myśli. Realizowana jest natomiast myśl niemiecka. Tamte ziemie zamieszkują migranci i potomkowie migrantów z terenów całej obecnej Polski : z lubelskiego, kieleckiego, warszawskiego, gdańskiego, spod Suwałk, a nawet Tatr.

Dzisiejsza reforma administracyjna oparta jest na poczuciu jedności państwa i solidarności narodowej, której -  trzeba powiedzieć jasno - jest coraz mniej. Założenie takie po dwuwiekowej, niezwykle ciężkiej historii jest niezwykle ryzykowne, ale jest tez bardzo poważnym wyzwaniem, któremu musimy sprostać. Z ziem zachodnich jest bardzo blisko do Berlina, a coraz dalej do Warszawy. Dlatego owo wezwanie oznacza, że mieszkańcy Starościna Lubuskiego muszą czuć odpowiedzialność za mieszkańców Wólki Lubelskiej, a mieszkańcy Zgorzelca - za mieszkańców Ełku. Ta odpowiedzialność po II wojnie była widoczna i wymierna. Miasta Polski centralnej wspólpracowały z innymi miastami i miasteczkami województw zachodnich i północnych. Warto odnowić tę tradycję.

I na koniec szczególny akcent : jest nie do przyjęcia w całym kosmosie, ażeby w jednym pokoleniu ojciec repatryjant tracił swoje korzenie i dobytek, a w drugim to samo spotykało jego syna. Z tej zależności niewiele osób zdaje sobie sprawę, ale w odpowiednim momencie odbije się tysięcznym echem w sercach około trzech milionów mieszkających tam kresowian. Co z tego powstanie, trudno powiedzieć.

Dziękuję bardzo.