Wieczny wypędzony

Rozmowa z dr. Herbertem Hupką, historycznym przewodniczącym Ziomkostwa Ślązaków w Niemczech, wiceprezydentem federalnego Związku Wypędzonych i prezydentem bońskiej fundacji Wschodnioniemiec a Rada Kultury

Czy wciąż czuje się pan wypędzony?

Tak. Wypędzonym odebrano prawo do ojczyzny i jak długo nie będzie ono funkcjonowało, tak długo będę wypędzony. Opowiadam się za przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej, gdzie istnieje prawo do swobodnego osiedlania się i wolność wyboru miejsca zamieszkania.

Przez całe powojenne dziesięciolecia nazwiskami Hupka i Czaja straszono polskie dzieci. Jaki był pana stosunek do powojennej Polski i Polaków. Czy pan nas nienawidził?

Gdy w 1991 roku po raz pierwszy po wojnie odwiedziłem Śląsk, burmistrz jednego miasta zlustrował mnie wzrokiem i powiedział, że nie mogę być Polakożercą, jestem bowiem na to za szczupły. A poważnie -- żydowski filozof Anna Arendt powiedziała, że nie ma narodów złych. Są jedynie wśród tych narodów ludzie, którzy poszczególnych zbrodni dokonali i za nie odpowiadają. Nienawidziłem właśnie tych poszczególnych zbrodniarzy. Zawsze też potępiałem tak zbrodnie dokonane w Łambinowicach, jak i w Oświęcimiu.

Czy według pana, gdyby po wojnie Niemców przymusowo nie wysiedlono z Polski, możliwe byłoby ich współżycie z Polakami w Polsce socjalistycznej?

Oczywiście. Kto uważa inaczej, myśli tak jak narodowi socjaliści, którzy głosili, że Niemiec nie może razem żyć z Żydem. W RPA Murzyni żyją razem z białymi, w Palestynie -- Arabowie z Izraelitami.

Pan żyłby w komunistycznej Polsce?

Nie, ale uważam, że nie można było nikogo zmusić, by żył w reżimie komunistycznym.

To czysty idealizm. Gdyby pan tu został lub wrócił, musiałby pan tutaj żyć, czy by się to panu podobało, czy nie. A gdyby zachciało się panu wyemigrować do Niemiec, to musiałby pan czekać na paszport dziesięć, dwadzieścia lat

Wiem. Co nie oznacza, że jestem wdzięczny za wypędzenie.

Pana wrażenia z pierwszego po wojnie pobytu w Polsce?

Jechałem bez nienawiści i wrogości. Dużo rozmawiałem, przede wszystkim z Niemcami na Śląsku. Przytoczę tu słowa posła do polskiego Sejmu, pana Krolla, który słusznie stwierdził, że Niemcy żyjący na Śląsku są narodem pozbawionym języka ojczystego. Ponieważ jednak jako raciborzanin czuję się odpowiedzialny za sprawy tego miasta i jego mieszkańców, nie tylko Niemców, staram się pomagać w miarę możliwości. Zaangażowałem się w budowę oczyszczalni ścieków w mieście i na mój wniosek oraz za moim wstawiennictwem duże pieniądze na ten cel przeznaczyła Fundacja Polsko-Niemiecka.

Czy dzisiaj zamieszkałby pan w Raciborzu?

Natychmiast, gdyby była taka możliwość. Niestety, moja małżonka głośno przeciwko temu protestuje. Jest z urodzenia monachijką i preferuje duże miasta, takie jak na przykład Wrocław.

Czwartego października po raz pierwszy w życiu przyjechał pan na Warmię i Mazury. Dlaczego?

Wschodnioniemiecka Rada Kultury chce wspierać wspólne ratowanie zabytków tej ziemi. Wiele z nich znajduje się w stanie ruiny lub uległo całkowitemu zniszczeniu. Stało się to w wyniku komunistycznych rządów i nastawienia nacjonalistycznego. Obowiązywało hasło: Ten pałac jest niemiecki więc można go zburzyć. A dziedzictwo kulturowe Mazur to nie tylko narodowa kultura niemiecka, ma ono także interetniczne komponenty powstałe poprzez wpływy kulturowe Europy Wschodniej, Środkowej i Południowej.

Co konkretnie Rada chce zrobić w sprawie ratowania zabytków?

Jesteśmy w trakcie powoływania stowarzyszenia, które zbierać będzie datki pieniężne na ratowanie zabytków kultury na terytorium, z którego Niemcy zostali wypędzeni. Wystrzegam się tu lekkomyślnego optymizmu. Nie wiemy, jaka będzie gotowość do darowizn. Czy ofiarodawcami będą sami wypędzeni i ich potomkowie, którzy poczuwają się do obowiązku.

Po wejściu Polski do Unii Europejskiej spodziewa się pan zmiany sytuacji osób, które czują się wypędzone.

Oczywiście. Po waszym wejściu do EWG otworzy się możliwość swobodnego osiedlania się tam, gdzie się komu podoba. Polacy, jeśli zechcą, będą mogli zamieszkać na przykład w Niemczech, a Niemcy -- na Mazurach, Warmii czy Śląsku.

Rozmawiała Iwona Trusewicz

_ __ __ __ __ __ __ __ __ _

Herbert Hupka urodził się w 1915 roku na Cejlonie. Rodzice byli Górnoślązakami. Z Cejlonu rodzina przeniosła się do Raciborza, gdzie jako nauczyciel pracował dziadek. Herbert Hubka studiował w Halle i Lipsku germanistykę, filozofię, historię i historię sztuki. Jak sam mówi, nie mógł studiować w Berlinie, nie należał bowiem do SA. Dziadkowie ze strony matki byli Żydami. Aresztowany w Cieszynie, rok przesiedział w więzieniu. W 1939 roku powołany został do Wehrmachtu, walczył w Grecji. Matka półtora roku była więźniarką obozu koncentracyjnego w Terezien Stadt. Od 1945 roku jest dziennikarzem radia monachijskiego. Od 1948 roku działaczem Ziomkostwa Ślązaków. W 1950 roku założył Wschodnioniemiecką Radę Kultury.

Archiwum ROL: Wieczny wypędzony