11 lutego 2002
Oświadczenie Zarządu
Województwa Śląskiego w sprawie ostatnich wypowiedzi Ministra Zdrowia
W związku z ostatnimi wypowiedziami Ministra Zdrowia Zarząd Województwa
Śląskiego wystosował oświadczenie, które przekazano m.in. na ręce Prezydenta,
Premiera i Marszałków Sejmu i Senatu RP
Zarząd Województwa Śląskiego wyraża
stanowczy protest przeciwko wypowiedziom Ministra Zdrowia, w których stara się
on dyskredytować Województwo Śląskie. Przykładem tego może być wywiad udzielony
ostatnio dziennikowi „Życie” (Ponizej) .
Powszechnie znane jest negatywne nastawienie ministra wobec Śląskiej Regionalnej
Kasy Chorych. Sobotnia publikacja „Życia” ujawniła jednak zdecydowanie
nieprzyjazny stosunek pana Mariusza Łapińskiego wobec pięciomilionowej
społeczności Województwa Śląskiego. Ataki tego rodzaju odczytujemy jako próbę
odwrócenia uwagi opinii publicznej od rzeczywistego zagrożenia, jakim jest brak
czytelnej koncepcji rozwoju systemu ochrony zdrowia w Polsce.
Obraźliwa wypowiedź ministra nie tylko narusza dobre obyczaje, lecz stawia
również pod znakiem zapytania jego bezstronność jako funkcjonariusza publicznego.
Zwracamy się z apelem do osób i instytucji publicznych o podjęcie wszelkich
starań, aby podobne incydenty nie wydarzyły się w przyszłości.
(–) Jan Olbrycht
Marszałek
Województwa Śląskiego
Zrodlo: Województwo Śląskie
Artykul w Zyciu
Czas na istotne zmiany
O kasach chorych,
przywiązaniu pacjenta do szpitala i "łowcach skór" z Mariuszem Łapińskim
rozmawia Sylwia Szparkowska
Sylwia Szparkowska: Czy
pierwszego stycznia 2003 r. obudzimy się w nowej, lepszej rzeczywistości?
Mariusz Łapiński: Jeśli chodzi o służbę zdrowia - to tak. Co do innych
rzeczy - nie jestem za nie odpowiedzialny, ale gdybym był, to być może również.
I na czym ta nowa rzeczywistość opieki zdrowotnej będzie polegać?
Będzie bardziej przyjazna dla pacjenta. Będzie działała sprawniej. Obywatele
będą mieli większe poczucie bezpieczeństwa zdrowotnego, łatwiejszy dostęp do
lekarza. A zatem to wszystko, na podstawie czego chory ocenia, czy system dobrze
funkcjonuje, czy źle.
Autorzy reformy służby zdrowia mówią, że nie powiodło im się dlatego, że
zapowiadali, iż lepiej zrobi się natychmiast. Już drugiego stycznia dziennikarze
dzwonili z pytaniem, co się poprawiło. Nie boi się Pan takich pytań 2 stycznia
2003?
Nie. Telefony z takimi pytaniami były już w tym roku. Ale my zachowujemy
spokój. Zaczęliśmy od opanowania sytuacji, a zatem uporządkowaliśmy to, co
zastaliśmy. To był okres saperski: rozbroiliśmy szereg min, które groziły
poważnymi szkodami dla służby zdrowia w naszym kraju.
Jakich min?
Od pierwszego stycznia mogło nie być leków onkologicznych, tak jak to się
zdarzyło rok temu. Nie byłoby stymulatorów serca. Musieliśmy zapłacić za
procedury wysoko specjalistyczne wykonane w 2001 r. Groził nam chaos. Poprzednia
ekipa zostawiła nam szereg spraw do rozwiązania. I rozwiązaliśmy je.
I co dalej?
Teraz czas na rozwiązania przyszłościowe. Kasy chorych zostaną zlikwidowane
w 2003 r., do końca marca minister zdrowia przejmie kontrolę w radach kas
chorych.
Kolejne zmiany? Ludzie drżą na sam dźwięk słowa "reforma".
Dlatego cieszę się z opinii, jaką mi robi opozycja, że jestem
kontrreformatorem.
Opozycja mówi przede wszystkim, że nie chodzi o poprawianie reformy, ale o
naprawdę istotne zmiany. Mają je odczuć i szpitale, i pacjenci.
Na pewno będą to istotne zmiany, ponieważ znacznie poprawią dostęp do usług
medycznych.
No dobrze, przyjrzyjmy się tym konkretom. Jak będzie wyglądała zmiana kas
chorych w jeden fundusz z szesnastoma oddziałami? I dlaczego szesnaście
oddziałów, a nie sześć czy osiem, jak zapowiadano?
Bo nie stać nas na kolejne, kosztowne reformy. Gdybyśmy tworzyli kilka
funduszy, wydatki na ich organizację byłyby dużo wyższe. A już zbyt dużo
pieniędzy zmarnowano na wprowadzenie tamtej reformy.
A ile będzie kosztowało stworzenie funduszy?
Nic. Bo tworzymy je w oparciu o bazę i pracowników kas chorych. Oddziałów
funduszu jest 16, bo dzisiaj działa 16 kas. Uważamy, że najlepiej zarządza się
ochroną zdrowia z poziomu województwa. W przyszłości, być może, pójdziemy dalej
- na przykład, tak jak w Kanadzie, pieniądze byłyby przekazywane od razu
samorządom wojewódzkim.
Jeśli było 16 kas, teraz będzie 16 oddziałów funduszu, w tych samych
siedzibach i złożone z tych samych ludzi, to na czym polegają zmiany?
Będzie mniejsze zatrudnienie, bo zlikwidujemy oddziały terenowe. One nie są
potrzebne. Kontrakty zawiera się tylko raz w roku.
Ale kontrolować szpitale i ośrodki zdrowia trzeba przez cały rok.
Można to robić z centrali. Nie trzeba tworzyć oddziału i zatrudniać
kilkudziesięciu osób. Wystarczy wziąć samochód i pojechać na kontrolę. Pieniądze
lepiej wydawać na leczenie ludzi niż na biurokrację. Gdyby nie marnotrastwo
pieniędzy byłoby nawet o 15 proc. więcej.
Zatrudnienie w funduszu może będzie mniejsze niż w kasach, ale trzeba bę-
dzie zatrudnić dodatkowych urzędników w samorządzie. Starostowie nie chcą
zawierać kontraktów. Mówią, że to zepchnięcie na nich odpowiedzialności za
służbę zdrowia.
Nikt im nie przekazuje odpowiedzialności! Oni się boją, że będą musieli
dopłacać do służby zdrowia. Ale nikt ich nie chce do tego zmuszać. Po prostu w
tej chwili samorząd nie ma żadnego wpływu na to, jakim placówkom kasa chorych
płaci za świadczenia. A przecież to samorządy wiedzą najlepiej, jak funkcjonuje
ochrona zdrowia na ich terenie. Trzeba im dać wolną rękę.
Starostowie mówią, że nie mają odpowiednio wykwalifikowanych ludzi i że nie
będą w stanie kontrolować działania szpitali.
To co, mamy zabrać im szpitale? Takie problemy jak w Łodzi wynikają właśnie
z tego, że organy założycielskie, czyli samorządy, nie kontrolują tego, co się
dzieje.
I jeszcze jedno. Powiaty i gminy dostaną pieniądze na leczenie. Natomiast na
odtwarzanie sprzętu i remonty budynków zostanie stworzona dodatkowa pula w
budżecie państwa. Chcemy w ten sposób pomóc samorządom. Za te zakłady ponosi
odpowiedzialność również rząd.
Oczywiście znajdą się ludzie, którzy pilnują jakichś lokalnych interesów i będą
występowali przeciw zmianom. Ale doprowadzimy do destrukcji tych interesów. W
imię ludzi chorych. To jest dla mnie najważniejsze zadanie, a nie układy
polityczne.
Czy przekazywanie pieniędzy poprzez fundusze samorządom było z nimi
konsultowane?
Przed wyborami przedstawialiśmy koncepcje naprawy opieki zdrowotnej, w
pracach brali udział także eksperci samorządowi. Wtedy był czas na konsultacje.
Wygraliśmy wybory i stworzyliśmy rząd. Mamy mandat społeczeństwa, by nasze
programy przedwyborcze realizować.
Czy wróci rejonizacja szpitali? Mówi się, że jeśli stawki będą liczone na
głowę, to osoba, która mieszka w jednym powiecie, nie będzie mogła się leczyć w
szpitalu innego powiatu.
To nieprawda. Do połowy 2003 r. stworzony zostanie Rejestr Usług Medycznych
i dzięki niemu będziemy wiedzieli, w jakim zakładzie jaki chory się leczył. Nie
ma żadnego zagrożenia rejonizacją, po prostu fundusz będzie płacił odpowiedniemu
szpitalowi. Zresztą rejonizacja istnieje właśnie teraz. W niektórych miastach o
godzinie 8 rano stacje pogotowia ratunkowego dowiadują się, że nie ma miejsc w
szpitalach. I pogotowie ratunkowe wozi pacjentów według dawnych rejonów.
Skąd szpital będzie dostawał pieniądze za "obcych" pacjentów? Ze swojego
powiatu czy z sąsiedniego szpitala?
Fundusze będą się rozliczały z poszczególnymi szpitalami. Rola powiatów
polega na ustaleniu, jakie są potrzeby zdrowotne obywateli na jego terenie. To
odwrócenie sytuacji, jaka panuje obecnie. W tej chwili to kasa chorych ustala,
na ile ją stać i za jakie leczenie zapłaci. Po zmianach powiaty ustalą, jakie są
potrzeby obywateli i zawrą odpowienią umowę z funduszem.
A pieniądze?
Co pieniądze?
Kasy tłumaczą, że nie mogą zawrzeć więcej kontraktów, bo po prostu nie mają
pieniędzy. Składka w tym roku nie jest wyższa, a pieniędzy na zdrowie jest nawet
mniej, bo zmniejszyła się składka za bezrobotnych...
Pieniędzy będzie przynajmniej tyle samo co w 2001 r., a inflacja wynosi
tylko 4 proc. Najważniejsze, aby te pieniądze zapewniły chorym w całym kraju
równy dostęp do świadczeń.
Teraz nie ma równości?
Jeśli kasa jest w fatalnej sytuacji finansowej, to przekłada się to na
leczenie ludzi. Mają mniejszy dostęp do badań, czekają w dłuższych kolejkach do
lekarzy. Tymczasem na przykład kasa śląska na podstawie nieprawdziwych danych
dostała więcej pieniędzy niż inne regiony kraju. To się przekłada na praktykę -
np. w jednym miejscu mieszkańcy mają leczone wszystkie zęby, gdzie indziej tylko
pięć zębów z przodu.
Może więcej pieniędzy mają te kasy, które są dobrze zarządzane?
O czym pani mówi! Dobre zarządzanie? Na Śląsku?
Nie chodzi o Śląsk, ale o to, że nie jest żadnym grzechem to, że ktoś umie
zarządzać i dzięki temu ma więcej środków.
Jak to? To przecież znaczy, że system jest chory. Gdybyśmy to zaakceptowali,
to z czasem biedniejsze kasy stałyby się jeszcze bardziej biedne, a bogatsze
jeszcze bardziej bogate. Są miejsca w Polsce, gdzie jest duże bezrobocie. Czy
ich mieszkańcy mają być gorzej leczeni?
Zostawmy to. Lekarze mówią, że...
Jacy? Zna pani nazwiska?
Tak, mogę podać. Pan Krzysztof Bukiel na przykład. Mówi, że jeśli szpital
będzie dostawał pieniądze jedynie w oparciu o liczbę pacjentów, jakich obejmuje,
nie będzie mu się opłacało przyjmować pacjentów.
Wtedy nie dostanie pieniędzy. Fundusz płaci szpitalowi za leczenie.
Jak to będzie wyglądało? Kobieta, która jest w ciąży, wybiera sobie szpital,
w którym chce urodzić. Zapisuje się do niego. Czy w razie jakichś komplikacji
będzie mogła się leczyć jedynie w tym szpitalu?
Może się leczyć wszędzie, gdzie chce. Ale takich przypadków nie będzie dużo,
bo przecież pacjenci leczą się najbliżej miejsca zamieszkania. Można będzie ich
zidentyfikować, bo będzie istniał Rejestr Usług Medycznych.
Ile będzie kosztować ten rejestr?
Około 500 mln zł. Stworzymy go ze środków zewnętrznych, nie przeznaczonych
na leczenie. Może z pożyczki Banku Światowego. Może z wieloletniego kredytu.
Zobaczymy.
Lekarze rodzinni boją się, że po 2003 r. nie starczy pieniędzy na kontrakty
dla nich.
A teraz wystarcza?
Ale teraz są na równych prawach.
Po zmianach też będą. Będzie system kapitacyjny, więc człowiek będzie
własnymi nogami wybierał, gdzie chce się leczyć. Po drugie, niepubliczne zakłady
będą zawierać kontrakty nie poprzez samorząd, tylko bezpośrednio z funduszem. A
po trzecie, jest minister zdrowia, który wspiera rozwiązania podstawowej opieki
zdrowotnej. Z nią zresztą nie ma dzisiaj problemu. Jest problem ze szpitalami.
Skoro już rozmawiamy o porządkowaniu, nie możemy pominąć sprawy łódzkiej. Czy
po tej aferze nasza służba zdrowia jest w kryzysie?
Handel informacjami o zgonach to sprawa marginalna. Zdarzyła się tylko w
kilku miejscach i dyrektorzy stacji pogotowia już ten problem rozwiązali. Ale
myślę, że do kryzysu doszło. Poszła w Polskę informacja, że pogotowie nie pomaga
ludziom, ale szkodzi. Ludzie boją się wezwać karetkę, a to może doprowadzić do
tragedii. Właśnie sprawa łódzka pokazuje, dlaczego potrzebne są zmiany systemowe.
Utracono kontrolę nad systemem opieki zdrowotnej. Minister zdrowia i rząd,
chociaż ponoszą konstytucyjną odpowiedzialność za to, co się dzieje w służbie
zdrowia, nie mają żadnych instrumentów, żeby ją sobie porządkować. Chcemy
przywrócić odpowiedzialność rządu za system. Zależy nam, by pacjenci czuli się
bezpiecznie.
Ludzie nie wierzą w służbę zdrowia nie dlatego, że istnieją kasy chorych, ale
dlatego, że w szpitalach żąda się od nich łapówek. A teraz słyszą o sprzedawaniu
informacji o zgonach firmom pogrzebowym...
To właśnie wynik tego, że utracono kontrolę nad systemem opieki zdrowotnej.
Trzeba to uporządkować. I uporządkujemy to. Sprawdzimy, na co idą pieniądze ze
składek, a to są i pani pieniądze, i moje pieniądze.
Pan mówił, że ministerstwo przejmie kontrolę nad pogotowiem. Jak to możliwe,
skoro w tej chwili pogotowie kontrolują marszałkowie województw, a więc organy
samorządu?
Chcemy, by w przypadkach drastycznych, minister zdrowia mógł natychmiast
odwołać dyrektora i powołać zarząd komisaryczny. Dzisiaj takiej możliwości nie
ma. Kolejny instrument, który do tej pory nie był wykorzystywany, to przepis
pozwalający mi na kontrolę każdego zakładu opieki zdrowotnej w Polsce.
Korzystał Pan z tego prawa?
Już skorzystałem.
W Łodzi. A gdzieś jeszcze?
W tej chwili będziemy kontrolowali niektóre szpitale.
Chodzi o kontakty z firmami pogrzebowymi?
Nie tylko. Mamy sygnały o dzikiej prywatyzacji. Sprawdzimy, czy wszystko
było robione zgodne z prawem. Gdy zostaną wprowadzone sankcje, będziemy mogli
usunąć dyrektora i wprowadzić zarząd komisaryczny.
Mówił Pan, że w stacjach pogotowia sprzedawanie informacji firmom pogrzebowym
jest marginalne. A w szpitalach?
Nie jesteśmy w stanie tego określić. Natomiast chcemy zakazać funkcjonowania
zakładów pogrzebowych na terenie szpitali. Nie może być reklamy firmy
pogrzebowej w miejscu, gdzie się leczy ludzi, bo to pogarsza ich stan zdrowia.
Ministerstwo Gospodarki zastanawia się też, czy nie wprowadzić licencjonowania
albo wydawania koncesji zakładom pogrzebowym. Doszło między nimi do bezwzględnej
konkurencji, często na krawędzi przestępstwa.
Firma pogrzebowa działa też w warszawskim szpitalu na Banacha, a Pan tam był
dyrektorem.
Firma pogrzebowa w szpitalu nie działa, bo w 1999 r. zerwałem z nią umowę.
Przeniosła się wtedy na teren akademii medycznej, jako dyrektor szpitala nie
miałem na nią wpływu.
Ale jako minister ma Pan wpływ na akademię medyczną.
Zostałem ministrem trzy miesiące temu i naprawdę miałem od tej pory dużo
roboty. Traktuję to jako śmieszność - podejmowanie decyzji dotyczących tylko
jednej sprawy zamiast rozwiązywać cały problem. Traktujmy się poważnie.
Co z wypisywaniem kart zgonu przez pogotowie?
Karty powinien wypisywać lekarz podstawowej opieki zdrowotnej. Gdy
przejmiemy kontrolę nad kasami chorych, wprowadzimy nocną wyjazdową pomoc
lekarską. Lekarz obejmujący opieką 20-25 tysięcy mieszkańców swoim samochodem
będzie dojeżdżał do człowieka potrzebującego pomocy wtedy, gdy nie będzie
potrzebne pogotowie. Teraz jest tak, czytałem to w "ŻYCIU", że aby skorzystać z
nocnej pomocy lekarskiej trzeba z jednego końca Warszawy jechać na drugi koniec
miasta. Jak 70-letnia osoba ma jechać nocnym autobusem do lekarza, skoro nie
chce do niej przyjechać pogotowie? Ten system po prostu źle działa.
Rozumiem, że dopóki nie ma nocnej pomocy lekarskiej w całym kraju, pogotowie
będzie mogło wypisywać karty zgonu.
Wyobraźmy sobie: jest zgon kogoś, kto mieszka w małej wsi, gdzie dojazd
zajmuje 40 minut. Czy ta rodzina będzie musiała czekać na innego lekarza niż z
pogotowia? Nie. My to chcemy zrobić racjonalnie. Ale w dużych miastach, gdzie
działa podstawowa opieka zdrowotna, to lekarz POZ powinien wystawiać kartę zgonu.
W innych karty będą dalej wystawiane przez pogotowie, rodziny nie będą musiały
nic dodatkowo załatwiać.
Przy okazji wróciła dyskusja na temat skuteczności sądów lekarskich.
I bardzo dobrze. Nie ma co pudrować tego, co jest patologią. Gdy lekarz
popełni błąd wynikający z braku należytej staranności czy zaniedbania, musi
ponieść konsekwencje.
Pan ma możliwość odwoływania się od wyroków sądu lekarskiego do Sądu
Najwyższego. Zrobił Pan to kiedyś?
Z tego, co wiem, nie. Rzecznik praw obywatelskich kontrolował działanie
sądów lekarskich działających przy samorządzie. Okazuje się, że nikt nie poniósł
większej odpowiedzialności, nawet nie stracił na stałe prawa do wykonywania
zawodu. To świadczy o tym, że sądy lekarskie nie funkcjonują w sposób należyty.
Tę sprawę trzeba uporządkować. •