WERYFIKACJA

Wojna jeszcze trwala, a juz strona polska zaczela dzielic Slazaków na tych prawdziwych i tych niepotrzebnych - do odrzucenia. A p. Marek próbuje wmawiac, ze to p. Król (Kroll) i p. Urban dziela Slazaków na dwie obce sobie grupy. To zrobil juz Aleksander Zawadzki swoim zarzadzeniem z 29 stycznia 1945 roku w sprawie "likwidacji wszelkich sladów okupacji niemieckiej i dla zamanifestowania polskosci Slaska". Slazacy ci mieszkajacy, aby móc pozostac na swojej ojcowiznie musieli sie zadekowac, a jednoczesnie zadeklarowac.

Wkraczajaca na Slask Armia Radziecka, traktowala mieszkanców Slaska Opolskiego jako Niemców i wobec tego miala prawo grabic, gwalcic itd. Rosjanie skoszarowali mezczyzn w wieku 16-60 lat - nie patrzac na przynaleznosc narodowa - w kilkunastu obozach, a wiekszosc skoszarowanych wywieziono na teren ówczesnego ZSRR, gdzie pracowali o glodzie, w nieludzkich warunkach, w kopalniach, hutach oraz przy odbudowie kraju.

W lutym 1945 roku rozpoczely sie przygotowania do przejecia Slaska Opolskiego. Wladza radziecka przekazala w marcu 1945 roku prawobrzezna czesc ziemi lezacej nad Odra, a w maju lewobrzezna.

Na wiecu, jaki odbyl sie 18 marca 1945 roku w Katowicach, rodowity Opolanin Antoni Klaka powiedzial: "Nasze Matki Polki, beda nareszcie rodzily zolnierzy dla Polski" (!!??).

Na specjalnej odprawie w dniu 20 marca 1945 roku wojewoda A. Zawadzki przekazal starostom i prezydentom ustalenia dotyczace weryfikacji, a 22 marca 1945 roku oglosil zarzadzenie dotyczace wydawania tymczasowych zaswiadczen tozsamosci dla Polaków Slaska Opolskiego. WOJNA JESZCZE TRWALA. Nie rozstrzygnieta byla jeszcze sprawa polskiej granicy zachodniej. Na konferencji w Jalcie (luty 1945 roku) powiedziano: "we wlasciwym czasie trzeba bedzie zasiegnac opinii nowego polskiego Rzadu Tymczasowego Jednosci Narodowej, co do wielkosci przyrostu terytorialnego na pólnocy i zachodzie". Wladze polskie zastosowaly polityke faktów dokonanych.

21 marca 1945 roku gen. A. Zawadzki zostaje oficjalnie powolany na stanowisko Pelnomocnika Rzadu Tymczasowego na Slask Opolski.

W dniu 18 czerwca 1945 roku zostalo ogloszone zarzadzenie A. Zawadzkiego, w którym polecal tworzyc dzielnice, gdzie tymczasowo zakwaterowana zostanie ludnosc niemiecka. Zabronil przewozenia koleja Niemców, chyba ze "jada na zachód".

Po tym zarzadzeniu, niektóre lokalne wladze nakazywaly Niemcom noszenie widocznych oznak - we Wroclawiu bialych opasek, w Kluczborku Niemcy nosili na plecach czerwona litere N, w grodkowskim biale opaski, tak samo noszono opaski w Glogówku i Zabrzu.

Od czerwca 1945 roku wladze polskie wysiedlaly Niemców, mimo ze nie bylo do tego zadnej podstawy prawnej - konferencja w Poczdamie zakonczyla sie dopiero 2 sierpnia 1945 roku i dopiero wówczas wiadomym bylo, jak przebiegac beda granice Polski z Niemcami. Te akcje, trwajace 2-3 tygodnie, przebiegaly szczególnie brutalnie. Czeste byly napady szabrowników i pobicia ze strony milicji. Znane sa wypadki, gdy Niemców wysiedlano poza miasto, gdzie pozostawiano ich wlasnemu losowi, rekwirujac w tym czasie ich mieszkania i dobytek.

"Wielu ludzi umieralo z glodu i wyczerpania. Reszte dopelnily choroby i epidemie dziesiatkujace wysiedlanych, wegetujacych w prymitywnych warunkach. Dopiero na interwencje wladz rosyjskich, które bynajmniej nie kierowaly sie wzgledami humanitarnymi, przerwana zostala faza «dzikich wysiedlen». Stalin obawial sie prawdopodobnie negatywnych reakcji aliantów zachodnich na wiesc o tych poczynaniach".1 [1. M. Podlasek, Wypedzenie Niemców, Wyd. Polsko-Niemieckie, Warszawa 1995, str. 141.]

Mieszkaniec Czarnowas mówi tak o tamtych czasach: "Coraz straszliwiej szaleje milicja. Jezeli do tej pory pladrowali tylko Rosjanie, teraz robia to jeszcze Polacy. Nic nie jest bezpieczne przed nowa milicja. Tylko tyle, ze nie gwalca dziewczat. Milicja przejela role gestapo albo NKWD i grabi ludnosc..."

A zamieszkujacy Szklarska Porebe wspomina: "Najbardziej boimy sie marszy ku pamieci Adolfa Hitlera, organizowanych po to, bysmy mieli czas zastanowic sie, dlaczego wybralismy Hitlera. Z domów wypedzaja cale wsie, a wiec przewaznie kobiety i dzieci - które przeciez Hitlera naprawde nie wybieraly - starych i chorych i prowadza ich potem przez okolo trzy tygodnie po okolicy. Z przodu Polacy na koniach, z tylu Polacy na koniach. Te pochody przypominaja przemarsz wiezniów obozu koncentracyjnego w zimie 1945 roku". 1 [1 M. Podlasek, Wypedzenie..., str. 133.]

Inny swiadek z Górnego Slaska opowiada, co dzialo sie w czasie przesluchan zamknietych, czesto bez powodu Niemców: "Gdy otwieraly sie drzwi celi, trzeba bylo w wyprezonej postawie meldowac: «Cela nr 117 obsadzona niemieckimi swiniami». Znowu bicie, bo zdaniem zaledwie dwudziestoletniego straznika, meldunek nie byl wystarczajaco dokladny".

"Innym nowym wynalazkiem byl pokój przesluchan. Urzadzono go w dawnej pralni. Jej obecne wyposazenie skladalo sie ze stolu, kilku krzesel i pnia do rabania drewna. Wielu nowych wiezniów, obojetnie czy mezczyzna, czy kobieta albo dziewczyna, musialo sie calkowicie rozbierac i w tym stanie ich przesluchiwano. Najciemniejsze sredniowiecze nie bylo tak okrutne i wynalazcze w meczeniu ludzi jak Polacy, na których pastwe bylismy wydani"? 2 [ 2. M. Podlasek, j.w., str. 141]

Swiadek z Kamienca Zabkowickiego powiedzial: "Wielu cierpi jeszcze dzis wskutek odniesionych tortur. Nieszczesne ofiary calkowicie rozbierano i przywiazywano za nogi do deski. Potem bito ich tak dlugo ciezkimi pejczami, dopóki nie lezeli juz bez przytomnosci we wlasnej krwi. Straszliwie rozbrzmiewaly noca po ulicach ich krzyki, chociaz nastawione na najwyzsza glosnosc radia mialy te krzyki zagluszyc. Te potwory nie wahaly sie nawet bic ofiary tak dlugo, dopóki nie wyzionela ducha". 3 [3. M. Podlasek, i.w., str. 142]

Procedura wysiedlenia, która z zalozenia nie mogla byc humanitarna, kiedy jedni zostali ograbieni ze wszystkiego i wysiedleni, a drudzy, nalezacy do wladz wysiedlajacych, bogacili sie na tym, zapewniali sobie egzystencje. "Sam akt wysiedlenia - pozbawienie ludzi sila ich domostw, wyrzucenie z kraju, z którym czuli sie zwiazani wiezami rodzinnymi, emocjonalnymi, historycznymi, jest aktem brutalnym, który u poszkodowanych musi rodzic poczucie krzywdy. Gdy towarzysza mu jeszcze szykany ze strony wysiedlajacych, jest on szczególnie bolesny". 4 [4. M. Podlasek, i.w., str. 152]

Te szykany doprowadzily równiez do tego, ze przy weryfikacji, niektórzy szybciej siegali po pióro, by podpisac swoja polska przynaleznosc, aby tylko nie wpasc w rece nieodpowiedzialnych ludzi.

Wysiedlani Niemcy musieli dla pozorów legalnosci, podpisywac oswiadczenie o dobrowolnosci wyjazdów i zrzec sie wszelakiej wlasnosci na rzecz panstwa polskiego. Mimo to, w czasie kontroli bagazy, które mogly wazyc od 10 do 20 kg, w zaleznosci od tego, z jakiej miejscowosci byli wysiedlani, zabierano im ostatnie wartosciowe rzeczy. 2 lipca 1945 roku A. Zawadzki wydal kolejne zarzadzenie, w którym zakazal ludnosci niemieckiej zamieszkiwania na terenie przedwojennego województwa Slaskiego, to samo dotyczylo Dolnego Slaska. Opolszczyzna uniknela tego, gdyz tu musiala byc najpierw przeprowadzona weryfikacja ludnosci. Zawadzki powiedzial wówczas "nie chcemy ani jednego Niemca na naszych ziemiach, ale ani jednej duszy polskiej nie oddamy Niemcom".

Weryfikacja rozpoczela sie juz w marcu 1945 roku, trzeba bylo wypelnic prosty formularz z danymi osobistymi i podpisac zdanie: "Jestem narodowosci polskiej i prosze o wydanie mi zaswiadczenia o przynaleznosci do tej narodowosci". W sierpniu 1945 r. wprowadzono nowy formularz, rozszerzony, w jego punkcie 14 wyjasniono, iz dla uzasadnienia wniosku mozna "powolac sie na uzywanie jezyka polskiego w domu, w modlitwie, umiejetnosc czytania, pisania po polsku, uczeszczanie na kursy wzglednie do szkól polskich, branie udzialu w wycieczkach do Polski, posiadanie dokumentów, modlitewnika lub kalendarza polskiego.

"Jezyk równiez okazywal sie kryterium nieadekwatnym do rzeczywistosci. Z jednej strony, bezsprzecznie polska z pochodzenia ludnosc, przewaznie w mlodszym pokoleniu, nie mówila po polsku, albo mówila bardzo slabo, a z drugiej strony, wlasnie niemieccy osadnicy, w pelni swiadomi swej narodowosci, wladali dobrze obu jezykami".1 [ 1. J. Misztal, Weryfikacja narodowosciowa na Slasku Opolskim 1945-1950, Inst. Slaski, Opole 1984, str. 41.]

Co robili Slazacy? Uczyli swoje dzieci modlitwy polskiej. Rodzice lub dziadkowie nie musieli umiec, ale jezeli dziecko umialo, to znaczy nauczylo sie w domu, a jezeli w domu, to znowu znaczy, ze dom byl polski. Klamstwo od samego poczatku. Jak swiat swiatem, ludzie zawsze próbowali sie ustawic, w tym przypadku chodzilo o pozostanie na ojcowiznie. Nalezy pamietac, ze Slazacy nie wywolali wojny, oni nie chcieli na nia isc, ani ci polscy ani niemieccy, zmuszono ich do tego. Jezeli ktos powie, ze byli tacy, którzy chcieli wojny, tez mu przyznam racje. Wsród spoleczenstwa zawsze znajda sie jednostki za, ale nie mozna tego wszystkim zarzucac. Wyciaganie generalnych wniosków jest krzywdzace.

Slazacy polscy takze musieli isc na wojne, na ten sam front niemiecki. Nie pytano ich o zdanie. Slazak opcji niemieckiej czy tez polskiej, strzelal do Polaka czy Rosjanina. Schizofrenia!? Ale takie sa fakty i tego nie da sie odwrócic. Nie nalezy nagle mówic, "my Slazacy polscy jestesmy lepsi" (Tak samo Niemcy z NRD, wedlug ich historycznych ksiazek, byli lepsi, nigdy nie brali udzialu w wojnie, nie bylo tam faszystów). Prawda byla taka - obie grupy musialy isc na wojne, inaczej kulka w leb. I teraz kiedy wojna zostala zakonczona, zmuszano Slazaków opcji niemieckiej do opuszczenia swego miejsca zamieszkania. Za jakie grzechy? Najpierw Hitler byl przeciw Slazakom polskim, teraz "wolna" Polska uwaza Slazaków niemieckich za swoich wrogów. By móc pozostac, uciekano sie do róznego rodzaju sztuczek.

"To wlasnie Polacy wprowadzili na Slasku Opolskim volksliste. O ile hitlerowska dopuszczala wybór przynaleznosci narodowej i uwzgledniala kategorie posrednie (czy grupy narodowosciowe), to przyjeta przez wladze polskie, opierala sie na zasadzie klasyfikacji odgórnej, przymusowej i alternatywnej - wybieraj: jestes albo Polakiem, albo Niemcem.

Chlop slaski, którego wypedzono z gospodarstwa, bo okazal sie zbyt hardy wobec komisji weryfikacyjnej, albo po prostu dlatego, ze komus spodobala sie jego chalupa, nie myslal o Oswiecimiu, krematoriach i Pawiaku. Najczesciej o tym nawet nie slyszal. Wiedzial tylko, ze go wypedzono i zapamietal, kto go wypedzil".1 [1. A. Bula, Obrona Slazaków, miesiecznik "Opole' 1990, nr 1.]

Przytocze kilka mysli napisanych na temat weryfikacji przez Z. Kowalskiego w swojej ksiazce "Powrót Slaska Opolskiego do Polski". Niedomagania w dzialalnosci komisji weryfikacyjnych wynikaly m.in. z faktu, ze w ich sklad wchodzili nieraz ludzie, nie znajacy specyficznych problemów narodowosciowych Slaska Opolskiego, a takze osoby, które interes wlasny, swej rodziny i znajomych, stawialy wyzej niz sprawiedliwe rozwiazanie problemu.

Starostwo opolskie napisalo: "Wobec ogromnej ilosci wniosków i krótkiego terminu do zakonczenia weryfikacji, wnioski w przewazajacej wiekszosci zostaly zalatwione bez protokolów i bez podawania jakichkolwiek motywów".

A. Zawadzki napisal: "Równiez strona formalna w toku weryfikacji pozostawia wiele do zyczenia - akta weryfikacyjne oraz rejestry wydanych zaswiadczen prowadzone sa niedbale - wnioski o weryfikacje rozpatrywane sa w dowolnej kolejnosci. Zdarzalo sie, ze dwukrotnie weryfikowano te same osoby W samym Opolu przypadków takich do grudnia 1945 roku bylo 156".

Przy innej okazji wojewoda A. Zawadzki napisal: "Mialy tez miejsce "parszywe naduzycia, kiedy kanalia w polskiej powloce, wydawala Niemcom za lapówke zaswiadczenia polskosci". A o funkcjonariuszach aparatu bezpieczenstwa powiedzial: "Czasem bywaly wypadki, ze taki pan, który dostal do reki karabin i w glowie mu sie z tego powodu przewrócilo, pozwalal sobie podrzec dokumenty wladz panstwowych, decydujace o zyciu rodzin, dokumenty weryfikacyjne. Dokumenty darlo sie, a ludzi skierowywalo do obozu. Jest to skandal i zbrodnia". A jeszcze innego dnia powiedzial: "... do szeregu miejscowosci, do szeregu urzedów dostali sie ludzie niesumienni, nie rozumiejacy tej polityki i niezdolni zrozumiec, albo ludzie o wyraznie zlej woli, kierujacy sie tylko wlasnymi korzysciami", a Komitet Wojewódzki PPR napisal, ze dochodzi do "prawa piesci".

"Gazeta Robotnicza" z 12 czerwca 1945 roku pisala: "ludnosc polska mieszkajaca na Slasku Opolskim (...) z szeregów której wyszedl niejeden z powstanców slaskich, zaczyna sie obecnie odzegnywac od polskosci i przy wypelnianiu ankiet prosi, aby podawac ich jako Niemców. Nie chca miec nic wspólnego z tymi Polakami, którzy przynosza z soba najwieksza hanbe dla bohaterskiego imienia Polaka - szaber".

Weryfikacja nie dazyla prosta droga. Wniosek poprzec mozna bylo odpowiednia iloscia maki, szynki czy palonej okowity. Kto "smarowal" to i tymczasowe obywatelstwo otrzymal. A to pózniejsze poszukiwanie wroga klasowego?! Nie wolno bylo pisac do krewnych w RFN, bo grozilo to przykrymi konsekwencjami. Korespondencja byla cenzurowana i nieopatrzne zdanie doprowadzalo do wiezienia. Znana jest sprawa z Opola, kiedy to mieszkanka tego miasta napisala do siostry w Niemczech i w liscie wspomniala, ze ma trudnosci z nabyciem zywnosci, bo wszystko jest na kartki. Niedlugo pózniej tych trudnosci nie miala, bo osadzono ja w wiezieniu "za szkalowanie Polski Ludowej".

Brak scisle okreslonych zasad i kryteriów weryfikacji, rodzil ogromna liczbe sytuacji, w których czlonkowie komisji nie potrafili podjac wlasciwej decyzji. Przykladowo starosta opolski skarzy sie: "Specjalny problem stanowia czlonkowie partii hitlerowskiej, a zwlaszcza ich rodziny, czesto pochodzenia niewatpliwie polskiego", a starosta raciborski dodaje: "Osobny problem stanowi weryfikacja czlonków partii NSDAP, których na terenie powiatu jest dosc pokazna liczba. Sa to w duzej mierze Polacy z pochodzenia". Arka Bozek, znany dzialacz slaski byl zdania, ze zwyklych czlonków partii nalezy weryfikowac. Do konca III kwartalu 1946 roku wplynelo 2 447 takich wniosków.

Weryfikacja byla problemem, widac to po stwierdzeniu K. Malczewskiego - czlonka miejskiej komisji weryfikacyjnej w Opolu: "nie weryfikowano tylko tych, którzy «nie mieli pierwiastków polskich» i posiadali psychike niemiecka (!!?), natomiast w wypadku, gdy «wartosci byly trudno uchwytne» (!!??) zaliczano wnioskodawców do «grupy Polaków»" (znaki zapytania i wykrzykniki autora).

A jak bylo w praktyce?

Byly wypadki, kiedy przyznawano tymczasowe zaswiadczenia rodzicom, zas dzieciom ich odmawiano, tak sie dzialo przykladowo w Niemodlinie. W tym samym powiecie, wysiedlono cala wies, "gdzie mówiono po polsku", po to, by przyspieszyc na innych terenach skladanie wniosków.

W powiecie prudnickim odrzucono 60-80% wniosków, a wówczas zaprotestowali dzialacze Zwiazku Polskiego w Niemczech. Jeden z wójtów na wnioskach o weryfikacje pisal Polakom, mówiacym dobrze po polsku: "rodowita Niemka - odnosi sie wrogo do Polski".

W miejscowosci Kup "trzej starzy powstancy slascy, dali wyraz swemu oburzeniu stwierdziwszy, ze zastali Niemców, udajacych Polaków, zweryfikowanych czynnych hitlerowców". Istnieje zapis w dokumentach: "Doszlo do tego, ze Niemcy glosno mówia, ze za 5 000 zl mozna zostac Polakiem". Na Górze Sw. Anny w ciagu jednego dnia (19 czerwca 1945 roku) zweryfikowano 266 wniosków Komisja powiatowa podawala w watpliwosc mozliwosc rozpatrzenia tylu wniosków w ciagu jednego dnia.

W Nowej Wsi, na 900 zakwestionowanych osób, które mialy byc prohitlerowskie, komisja wojewódzka zweryfikowala 831 osób.

Do 21 grudnia 1945 roku zweryfikowano 358 961 osób, z czego tylko 79 698 osób otrzymalo zaswiadczenia pozytywne. Wiekszosc ludnosci nie chciala weryfikacji, i nie brala w niej udzialu. Ilosc powyzsza nie zadowalala odpowiedzialnych za weryfikacje, wobec czego wojewoda A. Zawadzki stwierdzil w styczniu 1946 roku: "Gdy chodzi o sama weryfikacje, to musze powiedziec, ze chociaz jestesmy na ukonczeniu formalnej strony tej akcji, jednak pozostanie ona przez pewien czas jako problem do ponownego przejrzenia i uporzadkowania powaznej czesci juz zalatwionych spraw".

Aby zlamac opór ludnosci do weryfikacji, podejmowano radykalne dzialania. We wrzesniu 1945 roku wies Ligota Kuznicka zostala wysiedlona, a mieszkancy osadzeni w obozie w Lambinowicach. Mialo to naklonic inne wsie do szybkiego zglaszania sie do weryfikacji. We wsi Sztum 174 osoby, które glosowaly w plebiscycie za Polska, odmawialy poddania sie weryfikacji. Argumentami kobiet bylo "jak maz wróci, to bedzie wiedzial co robic".

W Tragödie Schlesiens napisano o 1949 roku: "Pieciu obywateli, którzy odmówili podpisania deklaracji wiernosci Narodowi i Panstwu Polskiemu, umieszczono w obozie pracy do czasu ich wysiedlenia".

Szerzono specjalnie pogloski o przesiedleniach tych, którzy nie dadza sie zweryfikowac, a w niektórych miejscowosciach przeprowadzono weryfikacje pod przymusem. W ten sposób sporo osób dalo sie zweryfikowac, gdyz obawy wysiedlenia z ojcowizny byly duze. Nie wiedziano co grozi tym, którzy zostali odtransportowani, a kazdy po tych ciezkich czasach wojny, chcial teraz zyc, kiedy nareszcie pokój zajrzal do zagród.

W mojej wiosce Zyrowa, mówiono o zlym traktowaniu przez wladze polskie tych, którzy oczekiwali w obozach na odtransportowanie. Niedaleko byl obóz pracy w Blachowni, majacy zla reputacje u Slazaków z okolic Kozla i Strzelec. Dochodzily stamtad zle wiadomosci, bano sie, by nie wywieziono ich do tego obozu. Sporo Slazaków niemieckich próbowalo byc nagle Polakami.

Kilku gospodarzy z Zyrowej wywieziono do blotnickiego i strzeleckiego obozu dla przesiedlenców, aby odtransportowac ich do którejs ze stref okupacyjnych. Co ciekawsze, wybierano tych najlepszych gospodarzy, z ladnymi domami i duza iloscia roli. Nie chodzilo tu o przynaleznosc narodowa, ale o gospodarstwa, które mieli zasiedlic przybysze zza Buga. Ale o takim traktowaniu ludzi wiedziano takze na górze, bo A. Zawadzki na posiedzeniu Wojewódzkiej Rady Narodowej w Katowicach w styczniu 1946 roku powiedzial: "Jeszcze powtarzaja sie wypadki, ze Niemców szukaja nie tam, gdzie oni rzeczywiscie sa, lecz tam, gdzie jest lepsza zagroda lub lepsze mieszkanie". W 1946 roku bylo 12 tys. spraw spornych o gospodarstwa pomiedzy ludnoscia rodzima a naplywowa.

Pan Antoni Kulosa z Zyrowej, wówczas w wieku 82 lat, wywieziony zostal do Blotnicy, skad jako jeden z niewielu zdazyl uciec. Pieszo poszedl w kierunku Góry Sw. Anny i w miejscowosci Wysoka oslabiony polozyl sie w polu, gdzie znalazl go mlynarz, który byl polskim Slazakiem. Pan Kulosa wiedzial z kim ma do czynienia i powiedzial mu: "Teraz se mozesz na mnie zemscic! Jak mie oddolsz policji to tyz chyba dostaniesz takol medalijol, jaka jol dostol od Gerharda Hauptmanna po powstaniu". Ale mlynarz nie zdradzil p.Kulosy, wyslal swoja córke noca do jego domu, do Zyrowej, gdzie zorganizowano pomoc. Slazacy mimo wszystko stanowia jednosc i ten przyklad moze byc tego dowodem.

Nastepnego dnia poszukiwano go, a on tymczasem byl w Zdzieszowicach, a pózniej w Kozlu. Ukrywal sie przez rok.

Inni gospodarze, którym udalo sie zbiec ze Strzelec, powrócili róznymi sposobami do wsi, jedni zaraz, inni ukrywali sie u krewnych i znajomych, mieszkajacych w róznych okolicznych miejscowosciach. Jeden z Zyrowian poczynal sobie dosc oryginalnie. Na gospodarstwie byl juz repatriant, ale prawowity wlasciciel zachodzil przed dwunasta w nocy do swego chlewu. Przez sobie wiadome przejscia przedostawal sie nad czesc mieszkalna domu i tam zaczynal "koncert lancuchów". Po pólnocy w sobie znowu wiadomy sposób znikal. To trwalo okolo dwóch tygodni; nowi mieszkancy nie wytrzymali nerwowo i wyprowadzili sie. Gospodarstwo przejeli znowu prawowici wlasciciele.

Przy weryfikacji musiano wniesc oplate 25 zl, dlatego tez czesc osób mówila o obywatelstwie "za piecdwadziescia zlotych", tlumaczac sobie z Niemieckiego - fuenfundzwanzig, na jezyk polski.

Rozpoczal sie drugi etap weryfikacji. Wysokie progi przynaleznosci do Polski zostaly zlikwidowane. Wydano kolejne -15 stycznia i 6 kwietnia 1946 roku - lzejsze kryteria weryfikacyjne, w mysl zasady "ani jedna kropla polskiej krwi dla Niemiec". MZO (Ministerstwo Ziem Odzyskanych) wydalo 15 stycznia 1946 roku poufny okólnik, w którym opowiedzialo sie stanowczo przeciwko prowadzeniu przesiedlen ludnosci niemieckiej ze Slaska Opolskiego.

Powolano komisje do kontroli list zweryfikowanych, gdyz w niektórych wypadkach "zbyt duzo zweryfikowano", a w innych "wielu Polaków jeszcze nie zweryfikowano". Przy kontroli stwierdzono przykladowo w Gosciecinie, ze zweryfikowano 60 rodzin niemieckich. Przypadki takie odkryto jeszcze w nyskiem - 300 osób, opolskiem - 220 osób, razem 1062 osoby zostaly niezgodnie zweryfikowane. Potwierdzano, iz przez weryfikacje zdolalo sie "przesliznac wielu Niemców", ale "wytworzyly sie takie skomplikowane sytuacje, ze nieraz bylo trudno rozróznic, czy ktos jest Polakiem czy Niemcem".

Niejaki Harry Duda napisal w "Trybunie Opolskiej": "Zapewne ten i ów autentyczny Niemiec, chcac pozostac na ziemi (takze) swoich przodków, w swej najblizszej ojczyznie, w swoim Heimacie, mógl w 1945 roku zatajac swa niemieckosc, gdy - zwyczajnie - zal mu bylo gospodarstwa, tradycji, wspomnien, a takze szansy na poprawe sytuacji w «zwycieskim» (przynajmniej formalnie) panstwie polskim. Wszak w zwyciezonej Rzeszy czekaly glód, nedza, wyrzeczenia, upokorzenia. To normalna ludzka reakcja. Zrozumiale i to, ze nie kazdy przeciez poczuwal sie do win wobec Polaków, nie kazdy byl winien, wielu bylo uczciwych i wzorowych. A tu - odpowiedzialnosc zbiorowa, decyzje mocarstw. Wszystko to mialo prawo budzic jednostkowe opory, nawet najglebszy wewnetrzny protest".

Czlonek bylej Komisji Weryfikacyjnej w Szczedrzyku p. Maksymilian Kosny, oburza sie na lamach prasy, na wypowiedzi niektórych Slazaków, którzy twierdza, ze róznie to z ta weryfikacja bywalo i twierdzi, ze byla przeprowadzona zgodnie z prawem i nie bylo zadnych niedomówien, przekrecen, lapówek itp. Choc przyznaje równiez, ze UB wysiedlilo kilku rolników z Chróscic, mimo ze byli zweryfikowani jako Polacy "Równiez w okolicy mialy miejsca takie wypadki" - dodaje. Mysle, ze po przeczytaniu tego rozdzialu, troche innym wzrokiem popatrzy na dzieje weryfikacji i wysiedlen. Podalem fakty i tylko fakty, a te mówia za siebie.

Liczby osób zweryfikowanych na Slasku Opolskim mówia za siebie. Kiedy wezmiemy pod uwage dane szacunkowe z 17 maja 1939 roku, co do ilosci zamieszkalych Polaków na terenie Slaska Opolskiego, a od tego odejmiemy co najmniej 50 000 osób zaginionych w czasie wojny, to weryfikacja wskazala nagle, ze Polaków jest 109%, co znaczy 9% wiecej niz byc powinno. W niektórych powiatach cyfry te sa oszalamiajace, np. w nyskim 83,5%, glubczyckim 15,4%, grodkowskim 47,3% wiecej przyznaje sie do pochodzenia polskiego niz faktycznie byc moglo.

Byla takze odwrotna strona medalu. Duzo Polaków zweryfikowano jako Niemców. Przykladowo w Boleslawcu znajdowalo sie w obozie 1700 osób oczekujacych przesiedlenia, a wszyscy posiadali "warunki do pozytywnej weryfikacji narodowosci, poniewaz byli pochodzenia polskiego". Wagony numer 33 i 36 transportu, jaki wyjechal 28 sierpnia 1946 roku zapelnione byly osobami spiewajacymi piosenki w jezyku polskim, "polszczyzna niczym nie skazona i mialo sie wrazenie, ze to nie przesiedlency wyjezdzaja do Niemiec, ale jakas wycieczka mlodziezy polskiej wyrusza na podbój wrazen i swiata".1 [1. J. Misztal, Weryfikacja, Inst. Slaski, Opole 1984, str. 109.]

"Interesujacym jest niewatpliwie fakt, iz szesciu powstanców slaskich gromady Lowkowice «maltretowanych za udzial w powstaniach i akcji plebiscytowej, nie stawilo wniosku weryfikacyjnego» na skutek doznanych krzywd i calego szeregu wypaczen, jakie towarzyszyly akcji weryfikacyjnej w powiecie prudnickim". 2 [ 2. J. Misztal, Weryfikacja..., str. 108. 116 ]

W powiecie kluczborskim 3 tys. osób, które mówily po polsku nie wzielo udzialu w weryfikacji. W Klisinie zweryfikowano pozytywnie Teodora Cichosa, a mimo to usunieto go z jego gospodarstwa.

W powiecie opolskim starosta Pawel Janus przeprowadzil inspekcje obozów przejsciowych dla ludnosci niemieckiej i stwierdzil, ze znajdowalo sie w nich 90% Polaków. 1[1. J. Misztal, Weryfikacja..., str. 66.]

Dzialacze PZZ (Polskiego Zwiazku Zachodniego) szacowali, ze co najmniej 77 000 osób pochodzenia niemieckiego zostalo zweryfikowanych jako Polacy. W swoim pismie z 28 stycznia 1947 roku pisali: "sprawa wlasciwego oddzielenia Polaków od Niemców bedzie musiala byc prowadzona nadal, mozliwym, iz potrwa jeszcze dlugo, nawet przez przeciag zycia jednego pokolenia".

Wedlug kurii opolskiej, w marcu 1946 roku bylo na Slasku Opolskim 192 200 Niemców i 21 088 osób, których prosbe o weryfikacje odrzucono. Pismo okólne wojewody slaskiego z 17 kwietnia 1946 roku instruuje, ze w wypadku kiedy Niemiec zlozy oficjalne oswiadczenie lojalnosci wobec panstwa polskiego, to osobe ta nalezy pozostawic w Polsce. Jesienia 1946 roku "bardzo duzo osób" zwracalo tymczasowe zaswiadczenia i zglaszalo chec wyjazdu do Niemiec.

Trybuna Robotnicza" z 25 stycznia 1946 roku pisala: "nalezy izolowac i wysiedlac wszystkie «elementy niemieckie», które zdolaly przedostac sie przez «sito weryfikacji»". A Zwiazek Polaków w Niemczech podkreslil: "...na niektórych terenach poprzez akcje weryfikacyjna przemycil sie element niemiecki".

Na lamach tygodnika Zwiazku Weteranów Powstan Slaskich "Ogniwo" z 1947 roku, na pytanie, czy na Slasku sa jeszcze Niemcy, odpowiedziano: "Niestety, sa!"

A. Zawadzki w swoim sprawozdaniu z sierpnia 1946 roku powiedzial: "Jezeli chcemy wyplenic wszelkie chwasty niemieckie ze Slaska, musimy pilnie baczyc na te podejrzane elementy, które wsliznely sie i pracuja w naszych fabrykach, kopalniach i innych zakladach. (...) Faktem jest, ze przez sito weryfikacyjne przeslizgneli sie wrogowie narodu polskiego, gorliwi zolnierze armii niemieckiej, SS czy czlonkowie hitlerowskich organizacji mlodziezowych".

Edward Ochab, pierwszy sekretarz KW w Katowicach, napisal w poufnym pismie z 2 sierpnia 1947 roku do powiatowych i miejskich komitetów PPR: "Musimy wychwycic te osoby, które prywatnie lub publicznie posluguja sie jezykiem niemieckim i musimy wyeliminowac je jako Niemców ze spoleczenstwa polskiego - to znaczy wydalic z terytorium Rzeczpospolitej (...) nalezy takze zdemaskowac osoby, które okazuja wspólczucie niemieckim jencom wojennym i zapewniaja im schronienie oraz materialna pomoc. Nalezy zajac sie oznakami sympatii wobec Niemców. Sympatia ta wyraza sie w uzywaniu jezyka niemieckiego, w czytaniu niemieckich ksiazek w miejscach publicznych, w opiece nad grobami zolnierzy niemieckich, w zachowaniu niemieckich napisów w mieszkaniach prywatnych."

Na odprawie starostów w dniu 19 czerwca 1947 roku wyjasniono: "nie nalezy dopuszczac do wyjazdu kobiet chcacych polaczyc sie ze swymi mezami w Niemczech, a jesli bedzie to mozliwe, to takie kobiety wraz z dziecmi wypuszczac indywidualnie".

"Niemcy czesto uzyskiwali potwierdzenie swojej polskosci lub lacznosci z narodem polskim dzieki swiadectwu sasiadów, szczególnie na wsi. Zdarzaly sie dosc czesto wypadki nadawania obywatelstwa Niemcom - reklamowanym specjalistom - stad pogloski wsród Niemców pojawiajace sie w roku 1946, ze dla otrzymania polskiego obywatelstwa wystarczylo podpisac deklaracje... Aby uzyskac polska przynaleznosc panstwowa falszowano dokumenty, zmieniano imiona i nazwiska.

Niemcy, którzy nie uciekli z wycofujacymi sie wojskami w 1945 roku chcieli otrzymac polskie obywatelstwo przede wszystkim dlatego, ze byl to warunek konieczny do pozostania w Polsce. Chec pozostania zas wyplywala z przyczyn ekonomicznych i przywiazania do stron rodzinnych. Dla Niemców wyjazd nie byl repatriacja, ale wysiedleniem - ich ojczyzna byla bowiem ziemia, która kazano im opuscic".1 [ 1. "Sobótka" 1990, nr 1.]

Na ten temat pani Ursula Hoentsch wydala ksiazke, jeszcze w bylym NRD, pod tytulem: My, dzieci przesiedlenców, w której miedzy innymi napisala: "Wtedy jeszcze nie rozumialam, jak wielka tragedia dla mojego ojca bylo opuszczenie jego malej ojczyzny. On z tej tesknoty w koncu umarl. (...) Wiedzial, ze wypedzenie bylo skutkiem wojny i cena, jaka Niemcom przyszlo zaplacic za hitleryzm. Ta swiadomosc jednak nie uchronila moich rodziców przed cierpieniem".

Osobnym rozdzialem byla sprawa negatywnego podchodzenia do weryfikacji przez przybylych na Slask osadników z innej czesci Polski. Starosta kozielski skarzyl sie w listopadzie 1946 roku, na wrogie nastawienie ludnosci naplywowej, a w szczególnosci repatriantów widzacych w kazdym miejscowym Niemca, swego wroga. W powiecie raciborskim czesc osadników podchodzila do akcji weryfikacyjnej negatywnie. Nie chciala uznac zweryfikowanych za pelnoprawnych obywateli i Polaków W kluczborskim osadnicy uprawiali "wroga propagande, aby miejscowa ludnosc nie skladala wniosków o weryfikacje, twierdzac, ze i tak beda uwazani za Niemców i wysiedleni". W powiecie glubczyckim repatrianci nie wpuszczali do domów prawowitych, zweryfikowanych wlascicieli. W powiecie oleskim stwierdzono, ze repatrianci maja nie najlepsze nastawienie do miejscowych, "poniewaz zalezy im wylacznie na majatku ludnosci miejscowej, a sprawy narodowosciowe, wzglednie panstwowe pozostawiaja na boku". 1 [1. J. Misztal, Weryfikacja..., str. 51.]

W sprawozdaniu z kontroli weryfikacyjnej na okres 1-15 maja 1946 roku w powiecie prudnickim czytamy: "Nierzadkie sa równiez wypadki, ze repatriant grozi zabiciem miejscowego obywatela, jesli sie zweryfikuje. Takie fakty mialy miejsce w Bialej".

Czasopismo "Po prostu" napisalo: "Z prawowitymi przedstawicielami wladz, którzy objeli administracje zniszczonego wojna kraju, przybyla horda szabrowników, oportunistów, spekulantów. Meble autochtonów byly rabowane, sciagano im z palców obraczki, zajmowano domy i ogrody". A "Nowa Kultura" napisala na temat tamtych czasów: "Epos szalenstwa i przestepstw".

Akcja weryfikacyjna zostala zakonczona w 1946 roku. Osoby, które nie zostaly zweryfikowane mogly zlozyc rewizje, liczac na zmiane pierwszej decyzji. Mozna bylo takze uzyskac obywatelstwo, jezeli mialo sie stale miejsce zamieszkania i gwarantowalo lojalnosc wobec panstwa polskiego. 2 [2. "Demokratyczny Przeglad Prawniczy" 1946, nr 5/6.]

Weryfikacje narodowa na Ziemiach Zachodnich zakonczono w polowie 1949 roku automatycznym nadaniem polskiego obywatelstwa wszystkim, którzy nie wyjechali do tego czasu do Niemiec. Brak checi wyjazdu potraktowano jako dowód polskosci, bez wnikania w motywy dzialan zainteresowanych. 3 [3. M. Szmieja, Polacy, Niemcy czy Slazacy. Rozwazania o zmiennosci identyfikacji narodowej Slazaków.]

Zastosowano taktyke faktów dokonanych.

Wiele kobiet narodowosci niemieckiej uzyskalo obywatelstwo polskie automatycznie, wychodzac za maz za Polaków. Po zmianie ustawodawstwa w 1951 roku po smierci mezów, zony odrzucaly posiadane obywatelstwo polskie. Jeszcze w 1950 roku spora czesc Slazaków w powiecie strzeleckim odmawiala przyjecia poswiadczenia obywatelstwa i zlozenia deklaracji wiernosci narodowi polskiemu.

Na podstawie ustawy z 8 stycznia 1951 roku o zbiorowym nadaniu obywatelstwa polskiego, zniesione zostaly ograniczenia i wszystkie osoby posiadajace dawniej niemiecka przynaleznosc panstwowa, obojetnie, czy byly pochodzenia polskiego czy niemieckiego, mówily po polsku czy po niemiecku, mogly otrzymac polskie dokumenty tozsamosci.

Na podstawie tych zarzadzen starano sie naklonic nie objeta dotychczas wysiedleniem ludnosc rodzima do pozostania w kraju. Czesto posuwano sie przy tym do rozwiazan silowych; presja, szantazem i biciem zmuszano ludzi do podpisywania stosownych dokumentów.

Swiadek tamtych czasów napisala do krewnych do Niemiec: "Kilka razy brano mnie na osobne przesluchania. Na ciagle te same pytania oswiadczalam: «Moje sumienie nie pozwala mi na to, bylam Niemka, gdy bylo mi dobrze, i chce nia zostac takze w niedoli, nawet gdy ma to kosztowac zycie». Za to zostalam spoliczkowana. Weber zaczal mi grozic: «To jest rozkaz, musi pani podpisac jako Polka». Na to ja: «Zadajecie mi pytanie, na które mam odpowiedziec tak lub nie. Nie moge na nie odpowiedziec tak i chce wszystko znosic, co sie z tym wiaze». Znowu zostalam spoliczkowana. Potem podsuneli mi ksiazeczke z piesniami: czy umiem przeczytac. Zaprzeczylam, bo nie umiem czytac po polsku. Znowu bicie w twarz slowami: «Tu jest Polska! Tu jest Polska!» Gdy i teraz nie optowalam, krzykneli na mnie, ze mam zdjac plaszcz i wierzchnia odziez, podczas gdy «Pan» zamknal drzwi. Potem musialam sie pochylic na krzesle i zaczeli mnie bic gumowymi palkami; w przerwach pytali ciagle szyderczo, czy boli. Ale ja zacisnelam zeby i nie wydalam z siebie glosu. W pokoju bylo jeszcze dwóch urzedników, wszyscy w cywilu. Naprzeciw mnie siedzial jeden z nich i obserwowal cale zajscie z szyderczym usmiechem". 1 [1. M. Podlasek, Wypedzenie..., str. 167.]

Inny swiadek powiedzial: "Zaprowadzili mnie na trzecie pietro, zazadali zebym sciagnal kozuch: wzbranialem sie. Bylo ich czterech. Ze wszystkich stron bili mnie mocno w glowe, sciagneli kozuch i uderzali gumowymi palkami. Po chwili rozebrali mnie do spodni i bili nagie cialo, szczególnie lewa strone od serca, tak ze do dzisiaj mam bóle w okolicach zeber; potem stracilem przytomnosc. Gdy przyszedlem do siebie, zapytali, czy podpisze. Potem bili mnie we dwóch w stopy. Jeden zatkal mi usta chustka do nosa. Potem powiedzialem, niech lepiej zabija, a tak nie mecza, wtedy przyniesli sznur, zawiazali wokól szyi i mialem sie powiesic. Kuksancami posadzili mnie na krzesle i zmusili do podpisania, wszystko strasznie bolalo".

Czasy byly dla Slazaków ciezkie i dlatego powiedzieli sobie - "teraz musimy byc Polakami i nimi byli". I zrobili, co kazano, bo zyc trzeba. Dzieci trzeba bylo wysylac do szkoly, nauczyc zawodu. Nie mozna bylo sie przeciw wladzy postawic, bo to grozilo przykrymi konsekwencjami. A p. Marek pisze: "dlaczego nie powolali do zycia mniejszosci w 1956 roku?". Takie pytanie moze zadac tylko kompletny dyletant albo czlowiek, który chcialby, aby wystepujacych z takim zadaniem wykonczono. Wystarczylo tylko mówic po niemiecku, a juz otrzymywalo sie mandat, lanie palka lub rozprawe sadowa, o czym pisze w innym miejscu.

Komitety Wojewódzkie PZPR w Opolu i Katowicach wydaly 9 czerwca 1989 roku oswiadczenie, w którym czytamy miedzy innymi: "...niewlasciwe czasami odnoszenie sie wladz polskich i czesci ludnosci naplywowej do Slazaków i ich niepelna integracja w spoleczenstwie polskim (...). Funkcjonujacy wsród czesci spoleczenstwa polskiego negatywny stereotyp Slazaka - jako niepelnowartosciowego Polaka, moralnie dwuznacznego (...). W calej powojennej historii Slask wnosil znaczny wklad w rozwój gospodarczy kraju. Tylko niewielka czesc wytworzonego przez przemysl slaski dochodu kierowana byla na zabezpieczenie potrzeb zyciowych jego mieszkanców. Doprowadzilo to do sytuacji, w której stopien zaspokojenia potrzeb zyciowych mieszkanców Slaska, w porównaniu z reszta kraju, stal sie zdecydowanie nizszy we wszystkich podstawowych dziedzinach zycia i pozostaje w prostej zaleznosci od pracowitosci i gospodarnosci jego mieszkanców.

Mimo uplywu ponad czterdziestu lat od zakonczenia wojny integracja ludnosci województwa katowickiego i opolskiego nadal stanowi istotny problem spoleczno-polityczny. Spolecznosc Slazaków nie w pelni ma swiadomosc swej tozsamosci, odczuwa w wiekszym stopniu niz inne grupy spoleczenstwa polskiego brak mozliwosci efektywnego wplywu na zmiane swych dotychczasowych warunków zycia. Nasuwa to koniecznosc ponownego przeanalizowania polityki naszego panstwa wobec Slazaków po 1945 roku, zastanowienie sie nad tresciami ich odrebnosci regionalnej i sposobem ich pielegnacji (...). Mówiac o tych zjawiskach mamy na uwadze zrodzony w pierwszym dziesiecioleciu po wojnie kompleks autochtona jako niepelnowartosciowego Polaka, podanego róznym szykanom i ograniczeniom tak w sferze administracyjnej i moralnej. Nalezy ukazywac prawdziwy obraz Slaska w kregach calej spolecznosci polskiej".

Tyle PZPR przed upadkiem. Troche pózno na samobiczowanie, ale sporo prawdy w tym oswiadczeniu jest, szkoda tylko, ze prawdy takowej nie podano przed 40-tu laty.

Dziennikarka "Trybuny Opolskiej" Nina Kracherowa, która pisala tylko to, co partia sobie zyczyla, otrzymywala sporo listów od bardzo niezadowolonych slaskich czytelników. Czesto nazywano ja slugusem komuny, po upadku tejze w jednym z artykulów napisala: "...pewien naczelnik z okolic Glogówka chwalil sie, iz pozbywa sie «Szwabów» nie dajac im talonów na ciagniki. «Szwab» wyjechal, willa zostala. Ale zostala tez ziemia. Poszlo w swiat, jak pozbywac sie rodzimej ludnosci. Jak dostac wille. Za darmo'.1 [ 1. "Trybuna Opolska" z 3 II 1990. ]

Mieszkaniec Gogolina pan K. Kipka, po przeczytaniu w "Trybunie Opolskiej" informacji, ze fabryke obuwia "Otmet" i koksownie w Zdzieszowicach wybudowano po wojnie, napisal anonimowo do redakcji, ze to nieprawda, gdyz oba zaklady pracowaly juz przed wojna. UB zadalo sobie tyle trudu, by go odnalezc za pomoca grafologii pisma i skazac na 3 lata wiezienia.

Pani dr Danuta Berlinska socjolog z Zakladu Socjologii w wywiadzie dla "Trybuny Opolskiej" 2 [2. "Trybuna Opolska" z 9 XII 1989. 122 ] powiedziala: "Zatem w 1945 roku mielismy taka sytuacje: polskosc Slazaków byla polskoscia obyczajowa i nie wszyscy Slazacy byli przekonani o przynaleznosci do narodu polskiego. Taki byl punkt startu.

Ale gdy na Slask Opolski przybyli ludzie z róznych stron, okazalo sie, ze ta polskosc obyczajowa Slazaków nie jest dosc polska. Wzory zachowan przybyszów znacznie róznily sie od wzorów, których nosicielami byli Slazacy. Jednak poczatkowo, mimo wszystko, obie grupy odnosily sie do siebie ze zrozumieniem. Na przyklad, pomimo konkurencyjnosci ekonomicznej nie bylo na Slasku powaznych konfliktów miedzy Slazakami a repatriantami, natomiast z kontaktów z zaglebiakami, którzy przychodzili tutaj jako przedstawiciele wladzy, Slazacy wyniesli poczucie krzywdy. Dzialania wladzy w pierwszym okresie byly odbierane przez nich negatywnie. Wystepowalo wiele przykladów szykanowania i dyskryminacji, o których Slazacy pamietaja i przekazuja to nastepnym pokoleniom. Natomiast samo ksztaltowanie sie swiadomosci narodowej, zwlaszcza tu na pograniczu, jest bardzo skomplikowanym procesem. (...) Jeden z respondentów powiedzial nam tak: «ja to jestem niemiecki Slazak, bo Polakiem to bym nie chciol byc». Czyli jesli juz gdzies ma nalezec, to opowiada sie za niemieckim Slazakiem. Wazniejsza jest jednak druga czesc tej wypowiedzi, ze nie chcialby byc Polakiem, a to dlatego, ze polskosc kojarzy sie Slazakom po 45 latach z szeregiem negatywnych doswiadczen. Jednym z glównych jest to, ze nie mogli oni i nie moga nadal realizowac wielu wlasnych wzorów kulturowych (...). Poza tym mocno odczuwaja oni obnizenie jakosci zycia w porównaniu do czasów niemieckich. Mieszkancy doskonale pamietaja, jak wygladala ich wies przed wojna. Ze bylo w niej 10 warsztatów rzemieslniczych, 5 sklepów, 2 gospody i jeszcze poczta, i telegraf, szkola i soltys, który zalatwial na miejscu wiekszosc spraw, a obecnie jest jeden slabo zaopatrzony sklep GS i podupadly warsztat stolarski. Dzisiaj nie tylko Slazacy - mlodzi i starzy, ale nawet ludnosc naplywowa wiedza, jak kiedys zylo sie i pracowalo w takiej wsi.

Slazacy (...) przekonywali sie o tym, ze Polacy nie potrafia i nie chca gospodarowac i ten negatywny stereotyp, lansowany przez niemiecka propagande, po wojnie ciagle znajdowal nowe potwierdzenia. Byl to wiec, wedlug mnie, glówny czynnik zniechecajacy ich do identyfikowania sie z polskoscia. Drugim czynnikiem byla slabosc wiejskiej szkoly, z nauczycielami o nizszych kwalifikacjach, niezorientowanych czesto w zawilosciach historycznych losów Slazaków, którzy tepili gware, wysmiewali i szykanowali uczniów poslugujacych sie nia. I to sa czynniki decydujace o tym, ze Slazacy nie mieli nawet szansy zapoznac sie z polska kultura narodowa".

Gdyby propozycje powolania do zycia mniejszosci niemieckiej podal ktos spoza Slaska, nie znajacy tutejszych realiów, spróbowalbym mu wyjasnic, jakie byly czasy Ale kiedy mówi to czlowiek mianujacy sie Slazakiem, a do tego naukowiec, który te wszystkie nieprawosci widzial, to moge tylko zapytac - po co ta farsa? A moze ten czlowiek caly ten okres przespal i teraz nagle sie obudzil i zdziwiony demokracja pyta, dlaczego nie jest tak jak dawniej.

Najlepsza odpowiedz na to pytanie dali naukowcy, którzy stwierdzili, (nie pytajac o to p. Marka, choc on ma prawo "przemawiac w imieniu Górnoslazaków"), ze na Górnym Slasku Niemcy sa. Pan Marek nalezy do zespolu redakcyjnego "Kwartalnika Opolskiego", który juz kilka artykulów zawierajacych prawde na temat czasów powojennych wydrukowal. Trudno jest mi to zrozumiec; czyzby nie czytal tego, co idzie do druku? Czy chodzi tylko o pieniadze za posiedzenia redakcyjne?

Teraz kiedy demokracja zawitala do Polski wiadomym jest, ze mieszkaja tu Niemcy (250-300 tys.), Ukraincy (250-300 tys.), Bialorusini (400 tys.), Litwini (30 tys), Czesi i Slowacy (25-30 tys.), Lemkowie, ze sa mniejszosci. Jest takze mala grupa Karaimów (200 osób) sprowadzonych z Krymu przez ksiecia litewskiego w 1397 roku. 1 [1. Dane za GUS, Zespól Wyznan Religijnych i Narodowosci, Warszawa 1993. ]

To co z poczatku bylo niezrozumiale i wywolywalo emocje, z biegiem czasu stalo sie zupelnie normalne i codzienne.

Gdyby zaraz po wojnie zawitala do Polski demokracja, te wszystkie sprawy narodowosciowe, polsko-niemieckie, juz dawno by sie zakonczyly Przez dziesiatki lat wmawiano nam, uczniom "demokratycznej szkoly polskiej", ze naszym wrogiem jest tylko Niemiec, co dalej próbuje robic p. Marek i "Kalendarz Opolski", w mysl porzekadla - "jak swiat swiatem Niemiec Polakowi nigdy nie byl bratem". Bzdura, kompletna. Polska i Niemcy sa krajami graniczacymi ze soba, a na przestrzeni 1000-letnich dziejów zawsze cos sie zdarzyc moze, choc nie powinno. Gdybysmy odjeli te najstraszniejsza ze strasznych, II wojne swiatowa, która bezsprzecznie rozpetali Niemcy, i za która jeszcze przez stulecia nalezy sie wstydzic, to jednak calkiem inaczej wygladalyby sprawy tych polsko-niemieckich nieporozumien.

Przede wszystkim trzeba napisac: polsko-niemieckich i niemiecko-polskich. Polska jako kraj takze w aureoli nie chodzila. Równiez ze strony Polski byly grozby, napady, wojny. Nie tylko Niemcy zaczynali, ale Polacy takze (patrz Boleslaw Chrobry; Pilsudski, który zamierzal w okresie pomiedzy I i II wojna napasc na slabe Niemcy, tylko nie znalazl sprzymierzenców na te eskapade). Wiadomym jest, ze za komuny jedynym wrogiem byly Niemcy. Mozna to zrozumiec, gdyz po ostatnich wojennych, bardzo przykrych, nieludzkich zdarzeniach, mozna miec pretensje, zal, nienawidzic, ale nie mozna tego robic w stosunku do wszystkich. Nie wszyscy Niemcy byli opetani przez Goebbelsa i jego machine propagandowa. Byli takze dobrzy Niemcy, ci, którzy próbowali bronic Zydów i Polaków.

Tak, tacy równiez byli. Mimo ze grozila im smierc - pomagali Polakom. Na to sa dowody. Byli Niemcy, którzy chcieli zabic Hitlera, tak zwane Kolo z Krzyzowej (Kreisauer Kreis), o którym wiekszosc spoleczenstwa polskiego dowiedziala sie dopiero podczas transmisji telewizyjnej mszy swietej z Krzyzowej 12 listopada 1989 roku, w czasie której Mazowiecki i Kohl padli sobie w objecia. Nagle Polacy dowiedzieli sie, ze wypedzono, wysiedlono, wygnano ze wschodu 14 milionów Niemców i w czasie tego wysiedlenia setki tysiecy osób zginelo. Czesc zamarzla w drodze, czesc umarla z glodu, a jeszcze inna czesc zostala zastrzelona lub zgwalcona.

Miejsce na pojednanie nie zostalo wybrane przypadkowo. Hrabia Helmuth James Moltke, wlasciciel zamku w Krzyzowej, byl duchowym przywódca opozycji w III Rzeszy. Z kregu Kola z Krzyzowej wywodzila sie wiekszosc organizatorów zamachu z 20 lipca 1944 roku na Hitlera. Graf Moltke po nieudanym zamachu na Hitlera zostal stracony 23 stycznia 1945 roku w Berlinie

Wedlug prof. Krzysztofa Skubiszewskiego, co mozna wyczytac w jego ksiazce Przesiedlenie Niemców po II wojnie swiatowej, Polska wysiedlila jeszcze przed zakonczeniem konferencji poczdamskiej 400 tys. Niemców Skubiszewski piszac te ksiazke byl zdania, ze Polska strona postapila slusznie, wypedzajac Niemców, dopiero jesienia 1990 roku, juz jako minister spraw zagranicznych w nowym polskim rzadzie T. Mazowieckiego, przyznal, ze bylo to "bezprawne wypedzenie".

Ciagle tlumaczenie, iz alianci zarzadzili przesiedlenie nie wytrzymuje krytyki, bo Polacy sami tez decydowali (patrz Skubiszewski), w dodatku byli wykonawcami tego, co inni w sierpniu 1945 roku zarzadzili, a wykonawstwo bylo czesto nieludzkie.

"Bo polskie winy po zakonczeniu II wojny swiatowej wobec Niemców tez sa konkretne. I nie mozna ich tlumaczyc tylko tym, ze «to nie my wywolalismy wojne»", pisze p. Gerlich w "Dzienniku Zachodnim".

Wyszla wlasnie dwujezyczna ksiazka Jana Józefa Lipskiego Powiedziec sobie wszystko... Wir mussen uns alles sagen..., w której miedzy innymi mozna przeczytac na temat wypedzenia Niemców z Polski: "Zasada zbiorowej odpowiedzialnosci historycznej musi byc odrzucona jako zasada moralno-karna. Sadze, ze ludziom dotknietym nieszczesciem utraty domu rodzinnego nalezy sie przynajmniej pewna satysfakcja moralna, a równiez wyrozumialosc, ze marza o powrocie do Wroclawia i Szczecina, tak jak wielu Polaków marzy o powrocie do Wilna i Lwowa. Stanowisko takie obce jest natomiast wiekszosci Polaków. Tlumaczy sie to swiadomoscia bardzo jednak nierównego rachunku krzywd - i w rezultacie latwym zapominaniem, ze wina znacznie mniejsza tez jest wina. W zwiazku z tym Polacy nie zastanawiaja sie przewaznie, czemu Episkopat Polski przed okolo dwudziestu laty powiedzial Niemcom: «Przebaczamy i prosimy o przebaczenie»". A kilka lat temu ten sam Lipski napisal: "Zlo nam wyrzadzone, nawet najwieksze, nie jest jednak i nie moze byc usprawiedliwieniem zla, które sami wyrzadzilismy. Wysiedlenie ludzi z ich domów moze byc: w najlepszym razie mniejszym zlem, nigdy - czynem dobrym".

Stanislaw Bieniasz napisal ("Slask" 1996, nr 6) na temat wypedzenia Niemców ze Slaska: "Czesto dobrze utrzymane gospodarstwo, na które mial chrapke milicjant lub ubek bylo powodem pozbywania sie wlascicieli pod pretekstem «przynaleznosci do narodu niemieckiego». Byla to praktyka stosowana jeszcze w latach 70. - szczególnie na Opolszczyznie (...). Czesc z nich byla przed wywiezieniem na Zachód osadzana w obozach, m.in. w Lambinowicach, w których wystepowala wysoka smiertelnosc z powodu niedostatecznych warunków sanitarnych, niewystarczajacych norm zywnosciowych oraz braku opieki medycznej, nie mówiac o szykanach i rekoczynach ze strony slzu_by obozowej.

Warunki i atmosfera, w jakich odbywala sie akcja przesuwania Polski na Zachód, byly dalekie od poprawnosci. Zdarzalo sie, ze «wszyscy niemcy» (oryginalna pisownia ówczesnych obwieszczen) mieli godzine lub dwie na spakowanie rzeczy osobistych w ilosci nie przekraczajacej dwudziestu kilogramów na osobe, po czym byli godzinami, a w niektórych przypadkach calymi dniami przetrzymywani na placu zbiórki. Za oddalenie sie grozil sad dorazny. Podróze oczywiscie odbywaly sie w uragajacych warunkach. (...) Z Zachodu wypedzalismy «szwabskich hitlerowców», którzy z Hitlerem nie mieli nic wspólnego, a czasem niewiele wspólnego mieli w ogóle z Niemcami.

Wypedzenie Niemców z Pomorza i Slaska bylo dla tych, których dotknelo, taka sama tragedia, jaka dla wypedzonych Polaków byla «repatriacja» ze Lwowa lub Wilenszczyzny. W jednym i drugim przypadku byla to tragedia ludzi, którzy nagle bez osobistej winy stali sie ofiarami wielkiej polityki. To byli zrozpaczeni, zdruzgotani materialnie i moralnie ludzie, którym zabrano wszelkie poczucie bezpieczenstwa oraz budowane przez pokolenia podstawy egzystencji. Wypedzano ich z wlasnych domów i zagród jako elementy obce i wrogie - ich tragedie mialy wiec nie tylko wymiar materialny, lecz takze duchowy; wyrwano ich z korzeniami. Robiono tak z nimi w imie rzekomego patriotyzmu i racji stanu.

Pisze o tym, poniewaz w publicystyce, a nawet historiografii dotyczacej pierwszego okresu powojennego nadal mozna znalezc w przewazajacej mierze omówienia, stosujace inna miare wobec tego, co nasi ojcowie zrobili Niemcom, niz wobec tego, co inni zrobili naszym ojcom. Mozna oczywiscie zrozumiec wielorakie motywacje odwetu, szczególnie zaraz po wojnie. Nalezy jednak zawsze pamietac, iz zaden naród nie jest maly ani wielki przez to, co przodkowie wspólczesnych zrobili w jego imieniu, lecz przez to, jakie nauki z tego wyciagnal, a takze, jak potrafi je wykorzystac dla przyszlosci". Tyle z dluzszego artykulu p. Bieniasza. I chwala, ze mamy juz takich publicystów, którzy widza i potrafia wyciagac odpowiednie wnioski.

Nie rzucajmy kamieniem w drugiego. Popatrzmy na siebie, popatrzmy na polska spolecznosc. W Polsce tez byli tacy, którzy zdradzali jak Judasz, byli tacy, którzy ukrywali Zydów, ale takze tacy, którzy tych Zydów wydawali; byli takze tacy jak w pogromie kieleckim (4 lipca 1946 roku), którzy 40 Zydów zamordowali, a dalszych 40 ranili. Rok po zakonczonej wojnie! A terazniejsza antysemicka histeria w Polsce, gdzie wszedzie widzi sie Zydów, a wg. Zródel zamieszkuje ich w kraju tylko okolo 1500-2000. Nie jestesmy ani lepsi, ani gorsi, obie strony maja dobrych i zlych ludzi. Slazacy czy to polscy, czy niemieccy, wojny nie wywolali, byli tylko narzedziami w rekach innych. Chodzi o to, by szerokiej masie spoleczenstwa powiedziec wreszcie prawde, chodzi o to, by nie uprawiac demagogii, nie pisac czegos, czego nie bylo. Nie zmieniac faktów - tacy ludzie sa najgorsi, bo próbuja podwazac stabilnosc.

Przy podpisywaniu ukladu PRL-RFN w dniu 18 listopada 1970 roku strona polska przyznala, ze "w Polsce do dnia dzisiejszego z róznych przyczyn (np. silne powiazanie z miejscem urodzenia), pozostala pewna liczba osób nalezacych bezspornie do narodu niemieckiego i pewna liczba osób z rodzin mieszanych".

Niemcy sa polskimi sasiadami i czesto pomiedzy sasiadami dochodzi do sprzeczek. Trudno, aby Polska miala nieporozumienia z Portugalia czy Malta. Ma sie je z sasiadami. Portugalczycy przez setki lat nie potrafia dogadac sie z Hiszpanami, Anglicy ze Szkotami, Grecy z Turkami. Szkoda, ze tak jest na tym swiecie, ale dotychczas zawsze tak bylo. Miejmy nadzieje, ze spoleczenstwa zmadrzeja i kiedys zapanuje spokój.

Jak widac z powyzszego, sporo bylo balaganu, nieprawidlowosci, handlu tymczasowym obywatelstwem polskim, tym bardziej dziwi fakt, iz p. Marek pisze: "Powojenna weryfikacja z róznych powodów miarodajnym zródlem byc nie moze. Jedno jest pewne: zweryfikowani nie byli Niemcami". 1 [1. Tragedia, str. 18. ]

Jak to? Weryfikacja byla zla, ale w jednym punkcie byla dobra - Niemców nie zweryfikowano, tylko wysiedlano?

A dalej czytam: "Moge sie zgodzic z twierdzeniem, ze niektórzy Slazacy przyznawali sie do polskosci, aby uniknac deportacji do Niemiec..." 2 [2. Tragedia, str. 22.]

Jak to jest, nie byli Niemcami, a musieli przyznawac sie do polskosci? Wobec tego kim byli? Wlochami?

"Niegodziwoscia bylo przeprowadzenie weryfikacji ludnosci polskiej po tragicznym w nastepstwa okresie hitlerowskim, kiedy z trzech ówczesnych pokolen slaskich, najstarsze mówilo tylko po polsku, najmlodsze tylko po niemiecku " - pisze p. Marek. Trudno jest wytlumaczyc profesorowi, ze na Slasku byli i zyli takze Niemcy, (choc posrednio w poprzednim zdaniu sam przyznal, ze Niemcy byli, bo "przyznawali sie do polskosci, aby uniknac deportacji do Niemiec"), kiedy on tego nie chce wiedziec, nie chce przyjac do wiadomosci, mimo ze sporo publikacji na ten temat mozna znalezc, w dodatku ma kilku sasiadów (o czym pisze w Glosie) mieszkajacych na tej samej ulicy - Niemców.

Zaiste dziwne to rozumowanie.

Ewald Stefan Pollok –

Legendy, manipulacje, klamstwa

prof. F.A.Marka w Tragedii Gornoslaskiej

a prawda o Slasku i powojennej dyskryminacji jego mieszkanców.

© Copyrright by Ewald S. Pollok Tel. 014830598

Po podaniu zródla, przedruk fragmentów dozwolony

ISBN 83-907364-1-1

Wydanie I

Wydawca "Wydawnictwo Zyrowa" Poreba Kup. 59 36-146 Przeborz

Druck: Druckarnia Technet, Kraków, ul. Wielicka 28