STANISŁAW HADYNA

STANISŁAW HADYNA

Mój Śląsk

 

 

Mój Śląsk pachnie łąką i lasem. Granice jego na zachodzie i południu biegną wierchami wspartymi o błękit, czasem otulone chmurami. Gdy stanę na Stożku lub Czantorii i spojrzę na zachód, widzę na Zaolziu moją rodzinną górską wioskę na stokach Kozińców u stóp Jaworowego - schowaną wśród lasów, gdzie spędziłem najpiękniejsze lata mojego dzieciństwa. W Karpętnej. Gdy spojrzę na Wschód i południe, widzę wtuloną między zielone góry Wisłę - i przeświecający bielą poprzez drzewa dom, który niegdyś zbudował mój niezwykły teść-filozof, gdzie poznałem jego uroczą córeczkę, która później została moją żoną. Góry należały wtedy do nas - i to był mój „Śląsk" - nasz Śląsk. Bywał u nas w białym domu na zboczach Jarzębatej Gustaw Morcinek, wspaniały piewca Śląska i opowiadał o ziemi cieszyńskiej i jej górach, która powstać miała w osobliwy sposób: oto Pan Bóg tworząc ją nie rzekł ani słowa, tylko się uśmiechał. I z tego Boskiego uśmiechu miala powstać. Wygląda zaś jak młoda zakochana dziewczyna.

Cały beskidzki świat pachnie, a ludzkie serce staje się tym zapachem pijane i człowiek zaczyna znienacka przykiwać, helokać, śpiewać..., a równocześnie ogarnia go pragnienie, aby lecieć. Mieć skrzydla i polecieć z wichrem. Gdy tak wędrować groniami, człowiekowi staje się lżej na sercu, myśli jego błękitnieją, on zaś ucisza się w sobie, a oczy nie mogą się nasycić pięknem szerokiego i dalekiego uroczyska. Rozklada się bowiem przed nim ogromna przestrzeń, jakby kryształem napełniona, kryształ zaś jest przysłonięty opalową mgiełką.

A gdy nadejdzie jesień, Beskid zmienia się w kolorowe uroczysko. Wtedy na jego stokach rudzieją buki. Lasy szpilkowe i liściaste są ciemnozielone, buki kolorowe, gama czerwieni od jasnożółtej poprzez wszystkie odmiany aż do purpury rozlewa się po stokach górskich... Potem nadlatują wichry od słowackiej strony.

A gdy śnieg zasypie wszystkie ścieżki i szlaki, drzewa zaś ubierze w czapate płachcie bieli i zsypujące się szrony nastaje zima, a Beskid zmienia się w baśń o szklanej górze. W migotliwej białej ciszy - pomiędzy roziskrzonym śniegiem a niebem iskrzących się gwiazd - dosłyszeć można czasem siebie samego - i wiadomość niezwykłą w wigilijną noc: „Wstańcie pasterze, Bóg się rodzi". Jedna z beskidzkich pieśni wola:

 

Gronie nasze gronie,

hej Śląska wy ozdobą

Wśród was serce plonie

Czlek czuje się sobą, hej!

 

Jest w tej pieśni wielka mądrość ludowa i ostrzeżenie, aby się nie zagubić w chaosie hałaśliwego świata, w inwazji obcości, w której można ogłuchnąć na wewnętrzny głos, utonąć w chaosie, zatracić świadomość siebie samego.

Mój Śląsk, to Śląsk, który ma własną niepowtarzalną tożsamość - mimo różnych obcych natrętnych i deformujących wpływów. Zło przychodzi z zewnątrz, spoza naszego świata - i jak pisze prof. Jan Szczepański w swej urokliwej książce Korzeniami wrosłem w ziemię - Wszystko co nie nasze - moglo być złe i groźne. Nasz świat był najdoskonalszy, a ponieważ nasz dom stal w jego centrum, więc w tym domu byto wszystko najlepsze na świecie.

Mój „Sląsk" jest odbiciem mojego Śląska. Zespól Pieśni i Tańca mający swą nazwę jest zwierciadłem tej ziemi, jej ludzi, jej charakteru. Jego obowiązkiem jest obrona tożsamości tej ziemi i tożsamości własnej, a ponieważ reprezentuje nasz dom - wszystko w nim powinno być najlepsze na świecie.